Na początku roku urząd miasta Bilbao podjął, wydawać by się mogło, niepozorną decyzję. Nocne autobusy na prośbę pasażerów – a przede wszystkim pasażerek – będą zatrzymywać się także pomiędzy przystankami. Ma to zapewnić bezpieczeństwo kobietom, które będą mogły wysiąść z autobusu jak najbliżej domu. Podobne praktyki stosują już niektóre miasta w Katalonii.
Decyzja baskijskiego ratusza to przykład tego, co dzieje się dziś nie tylko w Hiszpanii. W urzędach wielu zachodnich miast trwa dyskusja o tym, jak uczynić je bardziej przyjaznymi dla różnych grup mieszkańców, na czele z kobietami. Wynikają z niej zaskakująco proste, ale jednocześnie rewolucyjne wnioski.
1.
Wszędzie zaczyna się od pytania: czy miasta mają płeć? Czy ma ją miejskie planowanie, urbanistyka? Teoretycznie nie, bo rządzi nimi zasada uniwersalności. Ale ta – jak przekonują urbanistki i architektki z różnych krajów – tak naprawdę nie istnieje. Rzekoma neutralność spycha w niebyt różnice płci, pochodzenia, klasy, wyznania, wieku i stanu zdrowia mieszkańców.
Miarą dla miasta jest w rzeczywistości mężczyzna. Na dodatek mężczyzna specyficzny: sprawny, zmotoryzowany i aktywny zawodowo. To on jest modelowym, „neutralnym” mieszkańcem miasta i głównym punktem odniesienia planistów. To jego potrzebom i rytmowi życia odpowiada zabudowa i plan większości współczesnych miast – rozproszonych, w których miejsca zamieszkania, pracy i rozrywki są od siebie oddalone, a głównym środkiem transportu pozostaje prywatny samochód.
Tymczasem – jak uważa Ana Falú, argentyńska architektka związana z ONZ-Habitat, programem Narodów Zjednoczonych ds. mieszkalnictwa – kobiety i mężczyźni doświadczają miasta inaczej. Kluczową sprawą jest chociażby poruszanie się po nim.