Rosyjski dziennikarz wypadł z okna. Tak się rodzi kolejna legenda o „zbrodni reżimu”?
Maks Borodin wypadł w nocy z balkonu swojego mieszkania na piątym piętrze. Po trzech dniach, nie odzyskawszy przytomności, zmarł w miejscowym szpitalu. Lekarze mówią, że nie miał szans na przeżycie.
Maks Borodin „nie miał powodów, żeby popełnić samobójstwo”
Tragedia miała miejsce w Jekaterynburgu, czwartym pod względem wielkości mieście w Rosji (1,4 mln mieszkańców), znanym w świecie – tutaj bolszewicy zamordowali cara Mikołaja II, stąd pochodzi Borys Jelcyn, pierwszy prezydent Rosji.
Maks Borodin pracował w miejscowej agencji „Nowy Dzień”, był dziennikarzem śledczym. Dwóch miesięcy zabrakło mu do 33. urodzin. W mieszkaniu był sam. Jak twierdzi policja, drzwi były zamknięte od wewnątrz.
Polina Rumiancewa, redaktorka naczelna „Nowego Dnia”, przełożona Maksa Borodina, przypuszcza, że był to nieszczęśliwy wypadek: „Wyobraźcie sobie pięciopiętrową chruszczowkę, stary balkon, z barierką poniżej pasa, zawalony jakimiś budowlanymi śmieciami. Prawdopodobnie palił papierosy na balkonie i wypadł. Nie miał powodów, by popełnić samobójstwo. Miał plany na przyszłość, zamierzał wyjechać do pracy do Moskwy”.
Sąsiedzi Maksa unikają dziennikarzy. Jeden z nich na pytanie korespondenta „Nowej Gazety” o przyczynę śmierci dziennikarza odpowiada: „Jakiego dziennikarza? To jakiś alkoholik wypadł z balkonu w samych gaciach i koszuli”.
Czytaj także: Po co Rosja wysyła do Syrii swoje nowoczesne samoloty?
Porządny człowiek, staranny dziennikarz
Przyjaciel Maksa Wiaczesław Baszkow, lokalny działacz na rzecz praw człowieka, twierdzi, że dzień przed wypadkiem Maks dzwonił do niego o piątej nad ranem z prośbą o pomoc, był przekonany, że lada chwila zostanie aresztowany, widział nawet na balkonie ludzi w maskach z bronią. Po kilku godzinach zadzwonił z przeprosinami: „Chyba przesadziłem, to pewnie były jakieś ćwiczenia”.
W opinii Baszkowa Maks był uczciwym, porządnym człowiekiem, starannie wykonującym swoją pracę, pragnął zostać dobrym dziennikarzem. Zajmował się sprawami kryminalnymi, pisał też poważne reportaże o problemach społecznych. Trudno, nie dysponując materiałem dowodowym, stwierdzić, dlaczego wypadł z balkonu – mówi Baszkow. Nie bardzo też wierzy, że przyjaciel został zamordowany, gdyż pisał o rosyjskich najemnikach w Syrii. To przecież już od dawna, od wojny w Donbasie, nie jest tajemnicą, że istnieją oddziały najemników „Wagnera”.
Czytaj także: Jak Rosja rozbija Europę
Dziennikarstwo w Rosji to ciężki kawałek chleba
Anonimowy kolega Maksa z pracy w „Nowym Dniu” jest pełen uznania dla jego pracy: „Ostatnio sprawiał wrażenie człowieka przechodzącego poważny kryzys wewnętrzny, nie rozmawialiśmy o tym. Dziennikarstwo w Rosji to najgorszy, najcięższy kawałek chleba. Trzeba dużo wewnętrznej siły, by nie wpadać w okresowe depresje. Maksa to chyba spotkało”.
Im dalej w świat od Jekaterynburga, tym kontekst śmierci Maksa Borodina staje się coraz wyraźniej polityczny. To w pełni zrozumiałe. Od 1999 do 2017 roku w Rosji zabito 158 dziennikarzy. W każdym roku panowania Putina w kraju zabijają ośmiu dziennikarzy. Maks Borodin jest – być może – 159.
Czytaj także: Putin ponownie prezydentem Rosji
Reżim, który zabija
Współpracownika znanego dysydenta Aleksieja Nawalnego Leonida Wołkowa irytują teorie spiskowe wokół tragicznej śmierci Maksa, którego znał osobiście: „Z bólem czytam w zagranicznych gazetach o »tajemniczej śmierci dziennikarza, który badał działalność rosyjskich najemników od Wagnera«. Jaka to tajemnicza śmierć, jeśli drzwi do mieszkania były zamknięte od wewnątrz?”. Jesteśmy świadkami narodzin kolejnej legendy o „zbrodni reżimu”. Jeśli system go zabił, to zrobił to pośrednio.
Historia Maxima Borodina nie dotyczy jego samego – twierdzi Leonid Wołkow. Nie jest o tym, jak reżim zabija dziennikarza, który pisze niewygodne tematy. To historia o tym, jak jego tryby zabijają tysiące dziennikarzy (socjologów, politologów, prawników, ekonomistów), jak pozbawiają ich jakichkolwiek perspektyw, jak zmuszają do codziennych wyborów między honorem i kawałkiem chleba, przypierając do ściany cenzury. Pewnie dlatego dziennikarz samotnie pijący w biednym mieszkaniu może dostrzec światło za niską balkonową balustradą. Ten system tak zabija.
Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej prowadzi w tej sprawie śledztwo. Lokalny związek odmówił przeprowadzenia ceremonii pożegnania z Maksem Borodinem w Domu Dziennikarza. Nie wyjaśnił, dlaczego.
Czytaj także: Słabe strony mocarstwa Putina