W książce „A Higher Loyalty: Truth Lies, and Leadership” oraz w nadanym w niedzielę (15 kwietnia) promocyjnym wywiadzie dla dziennikarza telewizji ABC George’a Stephanopoulosa Comey przedstawia Trumpa jako notorycznego kłamcę, mówi, że „z moralnych względów nie nadaje się on do pełnienia swego urzędu” i twierdzi, że naciskając na zaprzestanie śledztwa w sprawie rosyjskich powiązań swych współpracowników, prawdopodobnie dopuścił się utrudniania pracy wymiaru sprawiedliwości, co jest poważnym przestępstwem. Autor nie stroni od barwnych porównań – pisze na przykład, że prezydent przypomina mu szefa mafii – i smakowitych szczegółów, kiedy wspomina choćby o domniemanych spotkaniach Trumpa, jeszcze jako magnata-developera, z prostytutkami w Moskwie. I w rozmowie ze Stephanopoulosem mówi, że „jest możliwe”, iż Rosjanie mają jakieś kompromitujące prezydenta USA materiały.
Czytaj także: Trump powierza sekrety państwa swojej przyjaciółce – Rosji
James Comey kontra Donald Trump
Przypomnijmy, że rok temu Trump zwolnił Comeya ze stanowiska w okolicznościach niepozostawiających wątpliwości, że powodem dymisji była jego dociekliwość w dochodzeniu na temat rosyjskich kontaktów ówczesnego doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Michaela Flynna. Szef FBI zeznał potem przed komisją Kongresu, że prezydent domagał się od niego deklaracji „lojalności”. Trump temu zaprzecza. A dziś, po publikacji książki Comeya, wylewa na niego kubły pomyj, nazywając „oślizgłą, fałszywą gnidą”, i sugeruje w swoich tweetach, że byłego szefa FBI należy zamknąć w więzieniu.
Czytaj więcej: Trump zdymisjonował szefa FBI. Rosjanie są w siódmym niebie
Comey ewentualnym świadkiem w impeachmencie Trumpa
Książka Comeya ukazuje się w czasie nasilających się spekulacji, że Trump może zdecydować się na zwolnienie specjalnego prokuratora Roberta Muellera, który prowadzi śledztwo w sprawie Kremlgate. Nie wiadomo bowiem, co dochodzeniowcy znajdą w papierach prezydenckiego adwokata Michaela Cohena, podejrzanego o oszustwa bankowe i inne nadużycia i „wsławionego” wypłatą 130 tys. dolarów aktorce porno Stormy Daniels za milczenie na temat jej schadzki z Trumpem. Gdyby znaleźli tam silniejsze dowody obciążające Trumpa lub jego pretorianów, dałoby to demokratom, którzy mogą wygrać tegoroczne wybory do Kongresu, materiały do impeachmentu Trumpa. A Comey byłby jednym z kluczowych świadków oskarżenia.
Wątpliwy autorytet i zbytnia megalomania
Oczywiście wciąż mnóstwo tutaj „gdyby” i „jeżeli”... Sam Comey w wywiadzie dla ABC powiedział, że nie popiera impeachmentu, gdyż o losie prezydenta powinien zadecydować naród amerykański w wyborach w 2020 roku. Powściągliwość byłego dyrektora trzeba docenić i można zrozumieć. Jego własne poglądy na temat Trumpa nie będą miały wpływu na opinię publiczną, bo mimo moralizowania ma w tych sprawach niewielki autorytet.
Nadszarpnął go sobie w 2016 roku, kiedy na dwa tygodnie przed wyborami ogłosił wznowienie śledztwa przeciw Hillary Clinton w sprawie korzystania przez nią z prywatnego serwera mailowego do służbowej korespondencji. Prawdopodobnie zadecydowało to o jej porażce z Trumpem. Comey nie wyjaśnił przekonująco, dlaczego to zrobił. A kilka miesięcy wcześniej niepotrzebnie rozwodził się na konferencji prasowej na temat swego dochodzenia w sprawie maili. Zamiast dyskretnie milczeć, co byłoby zgodne z zasadą apolityczności FBI i unikania przez biuro choćby cienia podejrzeń, że bierze którąkolwiek ze stron podczas kampanii wyborczej. Comeya zgubiła megalomania i ciągoty do gwiazdorstwa. Co nie przeszkodzi zapewne w tym, że jego książka będzie się znakomicie sprzedawać.