„Nie patrzyliśmy właściwie na naszą odpowiedzialność i to był duży błąd. To był mój błąd. Dlatego dziś mówię: przepraszam. Stworzyłem Facebooka, prowadzę go i jestem odpowiedzialny za to wszystko, co się z nim dzieje”– mówił Mark Zuckerberg podczas przesłuchania przed senacką komisją badającą okoliczności afery Cambridge Analytica (POLITYKA13). To był sąd nie tylko nad Facebookiem, ale nad działalnością wszystkich amerykańskich cyfrowych gigantów, które kształtują dziś losy świata. Afera Cambridge Analytica pokazała, jaka moc drzemie w cyfrowej gospodarce, w eksabajtach danych, które na temat milionów użytkowników gromadzą giganci z Krzemowej Doliny. Jak łatwo też dane te wyprowadzić i nimi manipulować, kusząc do zakupów, ale także wpływając na demokratyczny proces wyborczy prezydenta największego mocarstwa (być może także i polskiego prezydenta).
Zuckerberg, twórca i szef Facebooka, przyznał, że tak naprawdę nie wie, ilu milionów użytkowników dane wyciekły z serwisu (co najmniej 50 mln, a mówi się, że nawet 87 mln) i co się z nimi teraz dzieje. Facebook (FB) będzie próbował to ustalić, a do wszystkich, którzy mogli paść ofiarą nadużycia, wyśle przeprosiny. Zuckerberg ma nadzieję, że fejsbukowicze wybaczą ten błąd, który – jak obiecuje – już się więcej nie powtórzy.
Emigracja z Facebooka
Tymczasem ruch oburzonych zorganizował akcję #DeleteFacebook, wzywając do kasowania kont w serwisie. Mało kto jednak wierzy, by bojkot mógł zagrozić największemu serwisowi społecznościowemu świata. Już ponad 2 mld użytkowników na całym świecie ma konto na Facebooku. Są obywatelami cyber-state, czyli cyfrowego państwa.