Bez większego zainteresowania w Polsce przeszedł wygłoszony 24 marca wykład gen. Walerego Gierasimowa, szefa sztabu generalnego rosyjskich sił zbrojnych, poświęcony przyszłości wojen. Przemowa w Akademii Sztabu Generalnego odegrała w tym roku szczególną rolę – była aktualizacją doktryny, zresztą opatrzonej nazwiskiem Gierasimowa.
Wykład miał miejsce po marcowych wyborach i zatwierdzeniu na kolejną sześcioletnią kadencję prezydencką Władimira Putina, być może był więc zapowiedzią kolejnego etapu polityki Kremla. Warto mu się przyjrzeć, bo Rosjanie w ostatniej dekadzie przyzwyczaili świat, że czasami robią to, co zapowiedzieli, zwłaszcza jeśli chodzi o używanie siły.
Wielowymiarowy konflikt z USA
Na to, że wykład głównego wojskowego Rosji dla jego towarzyszy broni miał charakter deklaracji doktrynalny, może wskazywać zarówno zawartość – mało odnosząca się do konkretnych zamierzeń szkoleniowych czy modernizacyjnych – jak i zakotwiczenie w rosyjskiej strategii obronnej i polityki zagranicznej.
Gierasimow zaczął od opisu ładu światowego, w którym rzecz jasna źródłem wszelkiego zła – destabilizacji, konfliktów, nierówności – jest polityka Stanów Zjednoczonych. W szczególności zaś, jak to ujął, dążenie USA do utrzymania globalnej hegemonii za wszelką cenę, gdy jest ona już nie do utrzymania. Ponieważ – ciągnął – Rosja należy do krajów, które nie poddają się amerykańskiemu dyktatowi, konfrontacja jest oczywista i nieuchronna, a odbywa się na razie głównie w obszarze niemilitarnym: dyplomatycznym, ekonomicznym, energetycznym, kulturowym i informacyjnym.
Konflikt USA – Rosja ma jednak szerszy wymiar, gdyż zdaniem Gierasimowa Amerykanie wykorzystują sojuszników do omijania prawa międzynarodowego i wywierania nacisków pod pretekstem obrony demokracji. A tak prowadzoną politykę Zachodu zawsze wspiera groźba użycia siły zbrojnej.
Ta retoryka nie zaskakuje, ba, jest w pewien sposób już nudna dla odbiorcy zachodniego, ale na Rosjanach, w tym tzw. kompleksie militarno-zbrojeniowym, nadal wywiera wrażenie. Mit Rosji okrążanej militarnie przez NATO i USA jest od lat eksploatowany w propagandzie i służy usprawiedliwianiu jej ekspansywnej polityki zagranicznej, wspieranej przez użycie siły, a także coraz agresywniejszym ćwiczeniom wojskowym, symulującym np. bombardowania zachodnioeuropejskich miast.
Równocześnie z rzekomym okrążeniem przez wrogów propaganda przypomina Rosjanom, że tylko ich kraj jest zdolny przeciwstawić się i zniszczyć każdego przeciwnika. Jak to kiedyś powiedział na antenie szef Russia Today Dmitrij Kisielow: obrócić USA w radioaktywne zgliszcza.
Pytanie, czy źródłem propagandy są realne plany wojskowe, czy może wojsko zaczęło posługiwać się językiem propagandy, staje się aktualne, gdy posłuchać Gierasimowa dalej.
Czytaj także: Wojna z Rosją może być nieuchronna
Cywile celem Rosji
W opisie przyszłych wojen szef rosyjskiego sztabu podkreślił bowiem, że w pierwszej kolejności atakowane będą centra administracyjne i gospodarcze przeciwnika, znajdujące się w głębi jego terytorium. Do ataków użyta ma być precyzyjna broń dalekiego zasięgu. Innymi słowy, celem uderzeń rakietowych i lotniczych będą aglomeracje miejskie mieszczące ośrodki władzy i kluczowe instalacje, jak elektrownie, rafinerie, węzły komunikacyjne.
Rosyjski generał nie odkrył Ameryki, bo każda współczesna wojna, zwłaszcza prowadzona przeciwko państwu, musi zakładać zamiar pozbawienia go przywództwa politycznego i zniszczenia infrastruktury. Tak było choćby w inwazji na Irak, która zaczęła się od bombardowania Bagdadu. Tak było w nalotach na Serbię, kiedy siły NATO za pomocą „miękkich bomb” wyłączały system energetyczny. Ale otwarta deklaracja zamiaru atakowania celów w istocie cywilnych w pierwszej fazie kampanii powinna dać do myślenia.
Na wypadek wojny przywódcy zaatakowanego kraju będą przecież ukryci w bunkrach. W takim zapowiedzianym przez Gierasimowa ataku ucierpi więc głównie ludność cywilna. Ona też odczuje skutki zniszczenia infrastruktury energetycznej, komunikacyjnej czy paliwowej. Rosja, która na każdym kroku gardłuje o poszanowanie prawa międzynarodowego, właśnie zadeklarowała jego zlekceważenie.
Syria wzorem wojny
Ale nie ma się temu co dziwić, jeśli według Gierasimowa modelem przyszłych wojen może być to, co dzieje się w Syrii. Generał jednocześnie przestrzegał przed powielaniem modelu destabilizacji kraju przez siły zewnętrzne, które jego zdaniem doprowadziły Syrię na skraj rozpadu bez wypowiadania wojny. Z drugiej strony podkreślał, że dopiero rosyjskie wsparcie dla rządu uchroniło ten kraj przed upadkiem.
Nie jest jasne, czy Gierasimow miał na myśli to, że sprawdziła się taktyka bezprzykładnego okrucieństwa w atakowaniu całych dzielnic bronią chemiczną i zrzucania na cywilów bomb beczkowych. Ominął też porażki rosyjskiej interwencji, jak skutki ataku plastikowych dronów na lotnisko Hmejmim czy masakrę batalionu rosyjskich najemników.
Zwracał za to uwagę, że na syryjskim poligonie Rosja miała okazję przećwiczenia broni dalekiego zasięgu, przerzutu wojsk i działań z wysuniętych baz, co daje cenne doświadczenia logistyczne. I dostarcza wypróbowanego narzędzia do kolejnych tego typu wypraw, mniej licznych, ale bardziej skutecznych.
Gdzie Rosja mogłaby interweniować, tego Gierasimow nie zdradził. Ale w dokumentach strategicznych Moskwa zapisała, że będzie rozszerzać i umacniać swoją obecność i wpływy na świecie. Zbrojne wejście na Bliski Wschód jest tylko jednym z kierunków tej ekspansji, ale być może czekają inne obszary geopolitycznych starć: Bałkany, Azja Środkowa, Ameryka Łacińska.
Czytaj także: Po co Rosja wysyła do Syrii swoje nowoczesne samoloty?
Roboty zamiast ludzi
W sferze czysto wojskowej z wystąpienia Gierasimowa da się odczytać zapowiedź utrzymania kursu modernizacji, na którym rosyjska armia jest już od ponad dekady. Już wspomniane systemy broni pozwalające na precyzyjne uderzenia z dużego dystansu mają pozostać priorytetem, choć generał był oszczędny w promowaniu pokazanych przed wyborami przez samego Putina superbroni. Tamta prezentacja miała najwyraźniej kampanijny charakter.
Dużo więcej mówił Gierasimow o ucyfrowieniu pola walki, wprowadzaniu systemów bezzałogowych, automatyzacji i robotyzacji uzbrojenia – co jednocześnie jest krokiem w XXI wiek, a z drugiej strony receptą na problem demograficzny Rosji. Armia jest w coraz większym stopniu kontraktowa, ale wskutek tego nie da się jej łatwo powiększać. Ludzi mają więc zastąpić roboty i drony.
Gierasimow zapowiedział też wprowadzenie koncepcji walki w wielu wymiarach, zwanej na Zachodzie multi-domain battle. W przyszłości konflikty zbrojne mają się toczyć nie tylko na lądzie, w powietrzu i w wodzie, lecz także w cyberprzestrzeni, kosmosie i w wymiarze informacyjnym.
Zdaniem generała kluczowa dla zwycięstwa będzie umiejętność operowania nie tylko w bezpośredniej styczności wojsk, ale też na dalekich dystansach. Celem Rosji jest więc wyposażenie każdego okręgu wojskowego w zdolności do prowadzenia walki w wielu wymiarach w tym samym czasie. Aby to osiągnąć, wykorzystane zostaną bezzałogowe, zautomatyzowane i zrobotyzowane platformy uzbrojenia, w tym wykorzystujące sztuczną inteligencję i procesy samouczenia.
Szukaj i zniszcz
Kluczowe ma być jednak skrócenie czasu reakcji ogniowej. Integracja systemów rozpoznania z bronią uderzeniową ma ponaddwukrotnie skrócić czas między wykryciem celu a jego zniszczeniem. Z kolei rozwój systemów precyzyjnego uzbrojenia ma pozwolić na dwukrotne zwiększenie prawdopodobieństwa trafienia w cel. Ma to dać Rosji przewagę informacyjną, która jednocześnie pozwoli na zapobieżenie atakowi przeciwnika czy zebraniu przez niego danych.
Szef rosyjskiego sztabu zapowiedział również rozwój bezzałogowych i autonomicznych systemów rozpoznawczo-uderzeniowych dla sił powietrznych i lądowych, które będą włączone w cyfrową sieć pola walki. Innymi słowy, Rosja postawi na uzbrojone drony i roboty pola walki, które same – lub po akceptacji dowódcy – podejmą decyzję o wystrzeleniu pocisków w ciągu kilku sekund po wykryciu celu.
Do tej pory, co pokazała agresja na Ukrainę, od wykrycia celu przez bezzałogowiec do położenia ognia przez rosyjską artylerię upływało kilkanaście minut.
Co zrobi NATO?
Zapowiedzi Gierasimowa tylko utwierdzą Zachód w tym, że Rosja jest trwale na agresywnym kursie i że trzeba wzmocnić przygotowania obronne. Po przesianiu technologicznej propagandy przez sito realistycznych możliwości Rosjan, w tym budżetowych, nacisk powinien być położony na rozpoznanie i obronę przeciwlotniczą. Rosja rzeczywiście ma możliwości wykonywania uderzeń z dystansu, z głębi swego terytorium, które USA i NATO muszą monitorować, najlepiej z kosmosu.
Z kolei kraje narażone na atak, w tym na wschodniej flance Sojuszu, powinny inwestować w systemy przeciwlotnicze działające na każdym pułapie zagrożenia. Żeby sprowadzić to do naszej rzeczywistości: patrioty nie wystarczą, trzeba stworzyć warstwową sieć obronną, przede wszystkim przeciw rosyjskim dronom i pociskom cruise. Robotyzacja pola walki stwarza wielkie pole do popisu dla systemów elektronicznych zakłócających łączność, kierowanie i dowodzenie, w których Zachód ma technologiczną przewagę.
Kto wie jednak, czy najlepszą bronią przeciw Rosji nie jest zmiana globalnego układu sił, dziś zapewniającego jej dochody. Budżet obronny Moskwy już nie rośnie, wręcz spada. Kilka sztandarowych projektów modernizacyjnych – jak czołg T-14 Armata i nowy strategiczny bombowiec PAK-DA – zostało wstrzymanych z braku środków.
Realizacja zaktualizowanej „doktryny Gierasimowa” wymaga znacznych inwestycji, na które Rosji może nie wystarczyć środków, jeśli zabraknie klientów na ropę i gaz, wciąż dostarczających budżetowi gros dochodów.