Świat

Wizyta Kaczyńskiego w Budapeszcie mocnym akcentem na koniec kampanii Fideszu

Autor rzeźby Sandor Gyula Makoldi chciał w projekcie nawiązać zarówno do tragedii smoleńskiej, jak i zbrodni katyńskiej. Autor rzeźby Sandor Gyula Makoldi chciał w projekcie nawiązać zarówno do tragedii smoleńskiej, jak i zbrodni katyńskiej. Bernadett Szabo / Forum
Prezes Jarosław Kaczyński odsłonił w Budapeszcie pomnik smoleński. Nieprzypadkowo jego wizyta wypadła w przeddzień wyborów parlamentarnych na Węgrzech.

Sam pomnik jest imponujący, choć rozmachem daleko mu do pomnika mającego przypominać replikę samolotu TU-134M z Kałkowa. Budapeszteński projekt zawiera w sobie mały kopczyk ze stojącym na nim krzyżem, pokrytą biało-czerwonymi płytkami ścieżkę oraz coś, co w najlepszym wypadku można nazwać „bramą z kulą”.

Autor rzeźby Sandor Gyula Makoldi chciał w projekcie nawiązać zarówno do tragedii smoleńskiej, jak i zbrodni katyńskiej, o pomoście łączącym oba wydarzenia miały przypominać ukośne kolumny podtrzymujące kulę, przypominającą... symbol egipskiej bogini Hathor. To nie żart. Wielbiciele filmów z serii „Mumia” nie powinni mieć wątpliwości, jakie były inspiracje autora pomnika. Hathor była boginią nieba i opiekunką nekropolii tebańskiej. Jej związek z katastrofą smoleńską na razie stanowi zagadkę.

Trudno powiedzieć, czy stojąca na obrzeżach miasta eklektyczna konstrukcja przypadła do gustu Jarosławowi Kaczyńskiemu. W przemówieniu wspomniał o niej wyłącznie w kontekście wdzięczności, którą żywi do przedstawicieli Fideszu, stojącymi za budową monumentu. Znacznie więcej czasu prezes PiS poświęcił Viktorowi Orbánowi, którego porównywał do Lecha Kaczyńskiego, przyjaźni polsko-węgierskiej oraz niedzielnym wyborom.

Kolejne rządy Fideszu

10 kwietnia minie osiem lat od katastrofy smoleńskiej, dwa dni wcześniej odbędą się wybory do węgierskiego parlamentu. Biorąc pod uwagę serdeczne relacje między liderami obu państw, byłoby dziwne, gdyby Viktor Orbán nie próbował tej korelacji wykorzystać. – Termin jest oczywiście nieprzypadkowy. Jest to rządowi na rękę, pokazuje, że największe państwo w regionie utrzymuje z nim bardzo dobre relacje – mówi Veronika Józwiak z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Wsparcie Jarosława Kaczyńskiego jest tym istotniejsze, że Fidesz osnuł kampanię wyborczą wokół tematu migracji z Bliskiego Wschodu i rzekomo wspierającego ją George′a Sorosa. Całą stolicę pokryły plakaty węgierskiego milionera, który w pojedynkę lub z liderami partii opozycyjnych przecina drut kolczasty, oddzielający Węgry od fantomowych hord uchodźców wdzierających się w głąb Kotliny Panońskiej. Do tej sprawy rządy w Budapeszcie i Warszawie mają identyczne podejście. W zeszłym roku Węgry przyjęły 1300 uchodźców, choć nie na podstawie unijnych kwot, a zapisów konwencji genewskiej.

Według sondaży antyimigrancka taktyka przynosi skutki. Fidesz może liczyć na pierwsze miejsce na podium z blisko 50-proc. poparciem. – Wygrana Fideszu wydaje się pewna. Pytanie, czy zdobędzie on większość konstytucyjną lub zdolność do samodzielnych rządów. Na tym polu może się wiele wydarzyć – dodaje Veronika Józwiak.

Ewentualne osłabienie rządu Orbána byłoby ważną informacją dla pozostałych państw regionu. Wiadomością mówiącą, że pójście pod prąd i na przekór panującym w Europie regułom w końcu znudzi się wyborcom. Czy tak się stanie, dowiemy się w niedzielę.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama