Świat

Religia dla każdego

W Niemczech są wspólne lekcje religii dla chrześcijan i muzułmanów. Jak to możliwe?

Hamburska szkoła im. Helmuta Schmidta. Hamburska szkoła im. Helmuta Schmidta. Laif / Forum
W hamburskiej szkole im. Helmuta Schmidta są lekcje „religii dla wszystkich”. Wspólne zajęcia dla chrześcijan, muzułmanów i alawitów.
„Poznaję judaizm” – strona z niemieckiego podręcznika szkolnego do religii islamskiej „Razem ruszamy w drogę”.Archiwum „Poznaję judaizm” – strona z niemieckiego podręcznika szkolnego do religii islamskiej „Razem ruszamy w drogę”.

W klasie na stołach zwój z torą, krzyż, wizerunek Buddy, trąba szofar, menora, różaniec obok muzułmańskiej subhy – modlitewnego sznurka. Jest też arabska kaligrafia – Allah. Na lekcji klas dziewiątych krąg uczniów i uczennic. Dwie trzecie z rodzin muzułmańskich. Niektóre dziewczyny w podziurawionych dżinsach, inne w sukniach po kostki i chustach na głowie.

Religia to nie matematyczne równanie – zaczyna nauczyciel. Tu nie chodzi o właściwy wynik, lecz o własne zdanie. Gdy Andreas Gloy pokazuje kupioną w sklepie z akcesoriami budowlanymi matę: nad futbolowym logo napis „Moim Bogiem jest piłka nożna”, ktoś się oburza: imię Boga to nie szmata przed sedesem… I gdy ktoś inny oponuje, że sprzedawca chce zarobić, a niewierzącemu to nie przeszkadza, poprzednik upiera się: mnie to przeszkadza. Po czym nauczyciel wskazuje na inny napis: art. 1 konstytucji – o godności człowieka i wolności słowa. Wyrywa się kolejny uczeń: to sprzeczność, bo obrażany chciałby, by były jakieś granice wolności słowa. Ktoś cytuje Koran, surę 6:109: „Nie obrażaj tych, do których oni zwracają się poza Allahem, aby oni z powodu urazy nie obrażali w swej ignorancji Allaha”. Zaskoczenie: To naprawdę Koran?

Tolerancji trzeba wymagać od wyznawców wszystkich religii, także agnostyków, podsumowuje Gloy. Nie można twierdzić, że chrześcijaństwo lub islam to jedyna droga. Na następnej lekcji omawiany będzie związek konstytucji z dekalogiem.

Andreas Gloy lekcje zaczyna od sytuacji codziennych, by w rozmowie dojść do kwestii zasadniczych: w co można wierzyć i czego się trzymać? Co w skrajnych sytuacjach dodaje człowiekowi siły? W tym gimnazjum uczniowie nie poznają wyłącznie własnej religii, lecz religijny język protestantów, katolików, muzułmanów, buddystów, religii żydowskiej.

Hamburski program powstał w 2012 r., mając wsparcie instytutu pedagogiczno-teologicznego oraz Kościoła ewangelickiego i organizacji muzułmańskich. Pozyskano pedagogów autoryzowanych przez państwo i stowarzyszenia wyznaniowe. Żadna partia nie zgłaszała zastrzeżeń, choć Kościół katolicki zachowywał dystans. Rada szkolna, z proboszczem luterańskiego Kościoła Północnego, przeanalizowała zgodność programu z konstytucją, której art. 7 stwierdza, że nauczanie religii musi być zgodne z zasadami wspólnot wyznaniowych. Hamburskie kuratorium nie miało wątpliwości.

A jednak, mimo że program opracowano w porozumieniu z chrześcijańskimi, muzułmańskimi i żydowskimi związkami wyznaniowymi, „Hamburger Abendblatt” bił na alarm: „Religii chrześcijańskiej uczą muzułmanie”. Z kolei Stowarzyszenie Ośrodków Kultury Islamskiej (VIKZ) proponowało, by włączać „moduły specyficzne” – niech najpierw muzułmanin tłumaczy żywot Proroka, a chrześcijanin Jezusa, by potem uczniowie wspólnie je porównywali. Przy tym panowała zgoda, że religii dla wszystkich nie powinien nauczać pastor, rabin czy imam, lecz nauczyciele świeccy, wykształceni przez państwo i zaakceptowani przez związki wyznaniowe. Dziś ten program jest dopuszczony we wszystkich szkołach hamburskich.

Wrastanie w życie

Hamburg to nie wyjątek. Pedagogicznym eksperymentom sprzyja to, że w Niemczech nie istnieje federalne ministerstwo oświaty. Każdy land ma własny porządek. Bardziej konserwatywny w katolickiej Bawarii, bardziej liberalny na protestanckiej północy. Są też landy – Berlin i Brema – w których nauczanie religii nie jest obowiązkowe. A jest jeszcze była NRD ze swym mentalnym autorytaryzmem i pustymi kościołami.

Ale także w katolickich twierdzach na zachodzie czas na zmiany, bo rośnie procent uczniów bezwyznaniowych i muzułmanów. Od jesieni w podstawówkach i gimnazjach Nadrenii-Westfalii katolicy i ewangelicy będą mogli mieć wspólne lekcje religii, prowadzone na przemian przez nauczycieli katolickich i protestanckich. Takie porozumienie zawarły w 500-lecie reformacji cztery biskupstwa katolickie i trzy ewangelickie Kościoły krajowe. Powściągliwy jest już tylko arcybiskup Kolonii, bo tutaj jedna trzecia uczniów to katolicy, a katolickie szkoły prywatne są oblegane przez rodziców bezwyznaniowych, a nawet zamożniejszych muzułmanów, ponieważ cieszą się świetną renomą.

Niemniej już w 1975 r. biskupi na synodzie w Würzburgu wyraźnie stwierdzili, że celem szkolnego nauczania religii nie jest pozyskanie dla Kościoła, ponieważ wielu uczniów pochodzi z rodzin niereligijnych i powinni się uczyć podejmowania na własną rękę decyzji w kwestiach wyznaniowych i światopoglądowych. Kościół może tylko bezinteresownie pomagać wrastać w życie.

To szersza tendencja. W Grecji w 2009 r. rząd konserwatywny, mimo protestów Kościoła prawosławnego, zniósł obowiązkowe lekcje religii. W formalnie katolickim Luksemburgu lekcje religii są zastępowane lekcjami etyki. A sondaż wiedeńskiego „Standardu” w katolickiej Austrii pokazał, że 45 proc. ankietowanych jest przeciwnych wprowadzaniu religii do przedszkoli i tylko 24 proc. spodziewa się od Kościoła katolickiego właściwych odpowiedzi na wyzwania epoki.

W Niemczech, gdzie nawet narodowo-konserwatywna Pegida nie wzywa do „zwalczania islamu”, szkoły muszą wchodzić w dialog między wyznaniami. A na pytanie, jaka jest różnica między szkolnym nauczaniem religii i etyki a kościelną katechezą, „Süddeutsche Zeitung” odpowiada: szkoła daje zewnętrzne spojrzenie na religie. Natomiast Kościół – wewnętrzny wgląd w chrześcijaństwo, pogłębiając religijne wychowanie. „Nauczanie kościelne i szkolne uzupełniają się, ale nie są tożsame”, stwierdza monachijska gazeta. Do konfirmacji ucznia poza szkołą przygotowuje pastor lub pastorka, choć jednym z warunków jest uczęszczanie na szkolne lekcje religii. Te jednak muszą uwzględniać wieloetniczność, z rosnącym procentem muzułmanów, dla których także trzeba przygotować programy i podręczniki.

W zdecentralizowanym systemie szkolnictwa wyspecjalizowane wydawnictwa – Cornelsen, Kösel, Klett, Militzke – oferują mnóstwo konkurencyjnych podręczników religii i etyki, z których szkoły dobierają sobie odpowiednie zestawy.

W stronę euroislamu

Już rzut oka na podręczniki katolickie, ewangelickie, islamskie i etyki dla pierwszych klas podstawówek pokazuje wyraźne wspólne linie pedagogiczne. To nie klasyczna katecheza oparta na nauce modlitw i czynności liturgicznych, lecz religijna (a w podręcznikach etyki – moralna) interpretacja codziennych sytuacji dziecka – nauka poznania najpierw siebie, potem drugiego oraz wspólnoty i świata dookoła. Przy czym religijny punkt widzenia nakłada się na oświeceniowy. I od pierwszej klasy omawia się – także w podręczniku dla muzułmanów – również inne wyznania abrahamowe.

Oczywiście jest różnica w nasyceniu świecką codziennością podręcznika „Etyki dla klasy 1 i 2” oraz podręcznika „Razem ruszamy w drogę. Islamskie nauczanie religii dla klas 1 i 2”, bardziej nastawionego na ilustrację rodziny muzułmańskiej i obyczajów islamu. Jednak oba podobnie kładą nacisk na racjonalne, dialogowe rozwiązywanie konfliktów. I oba wyraźnie wskazują na podobieństwa między synagogą, kościołem i meczetem, na wspólne korzenie Starego i Nowego Testamentu oraz Koranu. Ostatni rozdział islamskiego podręcznika jest zatytułowany: „Czego się mogę nauczyć od innych religii”. Zaś trzeci rozdział podręcznika etyki dla pierwszoklasistów „U nas i gdzie indziej” (pierwszy to „Ja to ja”, drugi „Żyć razem z innymi”) to katalog żydowskich, chrześcijańskich i muzułmańskich świąt religijnych. I jest jeszcze czwarty: „My w świecie” – o środowisku naturalnym, o chwalebnej i niszczycielskiej ingerencji człowieka w naturę.

Muzułmańskie lekcje religii są dla niemieckich szkół wyzwaniem. Wprawdzie na niemieckich uniwersytetach – jak obecnie w Berlinie – powstają świeckie katedry teologii i pedagogiki islamskiej, ale środowisko muzułmańskie jest skłócone, a meczety zatrudniają imamów z różnych ośrodków zagranicznych, także radykalnych islamistów, słabo znających Niemcy lub wcale. Jednak są też meczety liberalne, i to z kobietami w roli imamów, jak znienawidzona przez ortodoksów i zagrożona fatwą berlińska prawniczka Seyran Ateş. Spór między muzułmanami naśladuje niekiedy formy europejskiej reformacji, gdy muzułmański teolog Abdel-Hakim Ourghi w 500. rocznicę wystąpienia Lutra przybijał do drzwi berlińskiego meczetu Dar-Assalam 40 tez na rzecz oświeconej reformy islamu. Traf chciał, że niemal w tym samym czasie nasz Różaniec do Granic bronił Polski przed inwazją islamu.

Szkoły potrzebują muzułmańskich nauczycieli religii z europejskim wykształceniem uniwersyteckim. Ale obsadzanie niebawem już sześciu katedr teologii i pedagogiki islamskiej budzi spory i nie wiadomo, kto weźmie górę: konserwatyści czy reformatorzy. Katedry finansuje państwo niemieckie, Centralna Rada Muzułmańska wspiera przedsięwzięcie, ale sceptyczna jest kontrolowana przez Ankarę wpływowa religijna unia turecko-islamska (Ditib), obawiająca się „akademizacji” wiary i utraty władzy. Muzułmanie od dawna chcieli być przez państwo niemieckie traktowani na równi z katolikami i protestantami, ale – przy podziale na szyitów i sunnitów, konserwatystów i radykałów, mistyków i liberałów – nie są w stanie wyłonić swego miarodajnego przedstawicielstwa. Zainicjowana w 2006 r. przez pierwszy rząd Angeli Merkel Konferencja Islamska skończyła się kłótniami. W każdym razie Uniwersytet Humboldta w wypadku wzmocnienia reformatorskich meczetów zastrzega sobie także prawo do zmiany muzułmańskich doradców. Próby zaszczepienia euroislamu sięgają więc już szkół i uczelni.

Różnica w otwartości

Zarazem trwa permanentny spór o kształt i sens szkolnych lekcji religii. W 500-lecie reformacji 163 teologów uniwersyteckich kręciło nosem na łączenie lekcji katolickich i protestanckich. A hamburska „Die Zeit” zestawiała pro- i contra lekcjom „reli”.

Dość przenoszenia religii na 7 rano albo popołudnie, gadania o byle czym, narkotykach, seksie i okultyzmie. W dzisiejszym świecie religia jest kluczem do zrozumienia historii i kultury – argumentowano „pro”. Politolodzy już teraz XXI w. nazywają stuleciem Boga. Poza tym każdy kiedyś zadaje sobie pytanie: skąd przychodzę i dokąd idę? Co było i będzie po obu końcach tego tunelu.

I „contra”: szkoły są miejscem nauki krytycznego myślenia i samostanowienia, natomiast niepodobna sprawdzić prawd objawionych. Owszem, religia jest częścią kultury, ale wcale nie musi się sprowadzać do wyznaniowych lekcji. Lekcje etyki są bardziej przydatne do rozwijania zdolności dyskutowania o wartościach w różnorodnym świecie.

Podręczniki religii i etyki starają się łączyć oba te spojrzenia. Wyznaniowe mają dla tych samych roczników podobną strukturę. Najpierw odnoszą się do świata wewnętrznego ucznia, potem do jego codzienności i wreszcie do wyznaniowej lub świeckiej interpretacji postępowania w świecie zewnętrznym. Zarówno w ewangelickim podręczniku dla klas 3. i 4. „Powinniśmy być razem”, jak i w islamskim „Razem ruszamy w drogę” jest ta sama przypowieść o Józefie i jego braciach, tyle że dla protestantów w szczegółowej wersji biblijnej, a dla muzułmanów w skróconej koranicznej. W ewangelickim podręczniku dla dziesięciolatków są teksty biblijne, ale jest też fragment o umieraniu z powieści Astrid Lindgren i wiersz o Januszu Korczaku.

Równoległy podręcznik etyki (obok prezentacji początków filozofii i archeologii) skrótowo prezentuje zasady religii żydowskiej, chrześcijańskiej i islamu. Większy nacisk kładzie na ekologiczne i społeczne problemy współczesnego świata. Ale jest też wyraźna różnica w otwartości podręczników islamskich, chrześcijańskich i bezwyznaniowych na świat zewnętrzny. W podręcznikach dla klas 3. i 4. najmniej informacji o świecie zewnętrznym, skłaniających do analiz i ocen moralnych, jest w podręcznikach religii islamskiej, najwięcej – w świeckich podręcznikach etyki.

Tu dziesięciolatek w rozdziale „Odkrywam siebie” dowiaduje się np. o wadach i zaletach szkół koedukacyjnych i oddzielnych dla dziewcząt i chłopców, o odmiennych marzeniach i decyzjach życiowych. Styka się z Arystotelesem i Diogenesem oraz ze sposobami rozwiązywania konfliktów między przyjaciółmi. W drugim rozdziale „Odkrywam nas” zapoznaje się ze sprawiedliwością i niesprawiedliwością, szczęściem i nieszczęściem, a także prawami dziecka, ale i – równolegle do przekazu religijnego – z moralnym nakazem opieki nad słabymi i chorymi oraz z nieuchronnością śmierci.

W trzeciej części „Odkrywamy naszą historię” poznaje zarys religii Księgi – żydowskiej, chrześcijańskiej, islamu – oraz znaczenie Jerozolimy, Lutra, a także biografie Friedricha Wolfa i Benjamina Idriza. Ciekawe połączenie. Wolf był niemieckim Żydem, znanym pisarzem, i w czasie III Rzeszy emigrantem w Moskwie (a potem ambasadorem NRD w PRL – ale to już poza podręcznikiem). Natomiast Idriz urodził się w Macedonii i jako imam gminy islamskiej w Monachium założył atakowane przez ortodoksów Centrum na rzecz Islamu w Europie. Ciekawe zestawienie. I dobry materiał do lekcji Andreasa Gloya.

W ciągu minionych 30 lat niemieckie podręczniki religii przeszły kolejną ewolucję. W 1987 r. – gdy POLITYKA po raz pierwszy je omówiła – nie było mowy o religii dla wszystkich i podręcznikach dla muzułmanów. Ale już wtedy budziły u nas zdziwienie. Ówczesna TVP urządziła nawet dyskusję przed kamerami z biskupem odpowiedzialnym za katechizację. Gdy padła uwaga, że niemiecki katolicki podręcznik przedstawia dogmaty jako dylematy, powstała konsternacja – to nie może być katolicki! Załagodziła Halina Bortnowska z „Tygodnika Powszechnego” – to podręcznik rzeczywiście zaaprobowany przez niemiecką konferencję biskupów.

Już wtedy trudno było polskiemu Kościołowi przyjąć, że nauczanie religii w szkole to nie to samo co katechizacja w kościele. Dziś byłoby jeszcze trudniej...

Polityka 13.2018 (3154) z dnia 27.03.2018; Świat; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Religia dla każdego"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną