W niedzielę Włosi pójdą do urn, by oddać głos w być może najważniejszych wyborach parlamentarnych w ostatnich dekadach historii swojego kraju. Ostatnie sondaże wskazują, że walka o zwycięstwo rozegra się między eklektyczną koalicją lidera Ligi Północnej, prawicowego radykała Matteo Salviniego, idącego do wyborów razem z wracającym triumfalnie do polityki Silvio Berlusconim, a populistycznym Ruchem Pięciu Gwiazd, między wierszami zapowiadającym wyprowadzenie Włoch z Unii Europejskiej i niebezpiecznie blisko związanym z Kremlem.
Włoska prawica sięga po Mussoliniego
Bliżej ostatecznej wygranej są w tej chwili Salvini z Berlusconim, a jednym z ich największych sukcesów kampanijnych było niemal całkowite zdominowanie debaty na włoskiej prawicy i zbicie kapitału na rosnącej niechęci do imigrantów i uchodźców. A możliwe było to również dlatego, że Liga Północna wskrzesiła pamięć o największym włoskim demonie współczesnej historii – Benito Mussolinim.
Najdobitniej odczuli to mieszkańcy Predappio – niespełna siedmiotysięcznego, z reguły spokojnego miasteczka w regionie Emilia-Romagna, z pozoru nieróżniącego się niczym od tysięcy podobnych lokalizacji w północnych Włoszech. Predappio jest jednak dla włoskiej prawicy miejscem szczególnym, bo to tutaj w 1883 roku urodził się Mussolini. Z tego względu co roku w okolicach jego urodzin, 29 lipca, zwolennicy włoskiego dyktatora od lat pielgrzymują do miasta, szukając śladów obecności Il Duce i oddając hołd jego dokonaniom i poglądom.
I choć bywały lata, w których prawicowe pielgrzymki liczyły tysiące członków, do tej pory nie wzbudzały one zaniepokojenia ze strony władz lokalnych. Predappio to w końcu naprawdę małe miasteczko, którego populacja składa się w dodatku niemal z samych etnicznych Włochów, radykałowie nie mieli więc specjalnie dużego pola do popisu, jeśli chodzi o rasistowskie ekscesy. Sprawy przybrały jednak zgoła odmienny obrót przy okazji ostatniej kampanii, gdy kwestie rasowe stały się motywem przewodnim debaty, a postać Mussoliniego punktem odniesienia dla wielu na prawicy.
Czytaj także: Jak Mussolini sztukę dotował
Salvini nie ukrywa swojej nienawiści do uchodźców
W ostatnich latach Włosi przyjęli do kraju blisko 700 tys. uchodźców z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Wielu z nich nie udało się relokować do innych krajów Unii Europejskiej. Dla prawicy to jednoznaczna porażka rządzącej krajem centrolewicy oraz (przede wszystkim) zagrożenie dla włoskiej kultury i czystości etnicznej.
Salvini zresztą nie ukrywa swojej nienawiści do uchodźców. Wielokrotnie publicznie deklarował, że Włochom potrzebna jest masowa czystka, „ulica po ulicy, miasto po mieście, dom po domu”. Choć odżegnuje się od fascynacji faszyzmem, przyznając, że woli ustrój demokratyczny od jakiejkolwiek dyktatury, to o Mussolinim wypowiada się bardzo ciepło. W jednym z wywiadów dla włoskiej agencji informacyjnej ANSA przypomniał, że za rządów dyktatora Włochy przeżyły niesamowity boom inwestycyjny w budownictwie i infrastrukturze, co powinno stanowić punkt odniesienia dla przyszłych rządów.
Predappio „prawicowym Betlejem”?
Inni, mniej prominentni działacze Ligi Północnej nie są jednak tak dyplomatyczni jak ich lider. Niecały miesiąc temu Luca Traini, 28-letni członek tej organizacji, wcześniej bez powodzenia startujący w wyborach samorządowych, otworzył w mieście Macerata ogień do grupy imigrantów, raniąc sześciu z nich, po czym wykonał faszystowskie pozdrowienie, obwiązany włoską flagą. Traini publicznie przyznał potem, że inspiruje się ruchem faszystowskim i Mussolinim. Inni zwolennicy dzisiejszej prawicy nazywają Duce „największym politykiem XX wieku” czy „wybitnym liderem włoskiego narodu”, zaś Predappio ochrzczone zostało przez nich „prawicowym Betlejem”.
Pamięć o Mussolinim stała się więc fetyszem, narzędziem partyjnej mobilizacji i walki o wyborcze głosy. Stracić na tym mogą całe Włochy, ale przede wszystkim samo Predappio, które już teraz jednoznacznie kojarzy się z miejscem prawicowych pielgrzymek. Dlatego właśnie Giorgio Frassinetti, burmistrz miasteczka, chce zrobić wszystko, żeby zapobiec przemianie Predappio w sanktuarium neofaszyzmu.
Sposobem na walkę z prawicowym rewizjonizmem ma być bezprecedensowa jak na tak małe miasto inicjatywa budowy muzeum... włoskiego faszyzmu. Frassinetti chce jednak, by przedstawiało ono przede wszystkim historię życia zwykłych ludzi we Włoszech w czasach rządów Mussoliniego. Codzienny terror, prześladowania, problemy z aprowizacją, głód, walki partyzanckie. Ma to nie tylko zdemitologizować samego Mussoliniego, ale też uzupełnić luki w zbiorowej pamięci Włochów.
Jak mówi prof. Marcello Flores, historyk z uniwersytetu w Sienie, cytowany ostatnio przez „Washington Post”, Włosi nie mają świadomości, jak wyglądało życie pod rządami Mussoliniego. Tamtejsze programy nauczania historii, owszem, poświęcają Mussoliniemu sporo miejsca, ale koncentrują się na tematach politycznych i sprawach największych, jak działania wojenne i sojusz z Hitlerem. Niemal nie uczy się dzieci o faszystowskiej codzienności i jej konsekwencjach, widocznych w tamtejszej polityce jeszcze wiele dekad po wojnie.
Choć perspektywa stworzenia muzeum jest jeszcze odległa, burmistrz Frassinetti się nie poddaje. Stworzył już komitet naukowy, który opracowuje wystawę, rozpoczął też zbiórkę pieniędzy na budowę gmachu. Inicjatywę wspiera m.in. Zrzeszenie Włoskich Gmin Żydowskich. Projekt powstający w Predappio pokazuje, że nawet na poziomie lokalnym da się walczyć z zawłaszczaniem pamięci. To cenna lekcja również dla Polski, gdzie konflikt o pamięć zbiorową osiągnął w ostatnich latach niespotykane rozmiary. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że w poniedziałek rano, po wyborach, Frassinetti obudzi się w rzeczywistości politycznej, która pozwoli mu dalej realizować swoje plany.
Czytaj także: Włosi w niedzielnych wyborach kolejny raz spróbują obalić gerontokrację