Olej palmowy uzależnia
Unia rezygnuje z oleju palmowego, Indonezja i Malezja protestują
Unia nie umie się rozstać z olejem palmowym. Co prawda za jego szybkim wycofaniem, już do 2021 r., opowiedział się właśnie Parlament Europejski, ale ostateczna decyzja zostanie wynegocjowana przy udziale przywódców państw. Oni, czując naciski swojego przemysłu, woleliby, aby olej palmowy został z nami na dłużej. Ten najtańszy tłuszcz roślinny służy m.in. do produkcji żywności i kosmetyków, jest też ważnym składnikiem biopaliw. Na początku XXI w. Europie wydawało się, że biopaliwa pozyskiwane z roślin uprawnych będą przyjaznym środowisku sposobem na częściowe uniezależnienie się od ropy naftowej. Po latach wyraźniej widać niekorzystne skutki promowania oleju palmowego, np. biodiesel z niego emituje 80 proc. więcej dwutlenku węgla niż ten z nafty.
Europejskie subsydia przyczyniły się także do wzrostu opłacalności uprawy palm olejowych. Ich gaje zakładane są w miejsce wycinanych lasów deszczowych w Azji Południowo-Wschodniej, przede wszystkim w Malezji i Indonezji. Skalę zmian ilustrują najnowsze doniesienia o niespodziewanie szybko postępującej zagładzie orangutanów, z którymi dzielimy 97 proc. DNA. W latach 1999–2015 na Borneo wyginęło, m.in. w wyniku utraty siedlisk, 100 tys. orangutanów – aż połowa populacji.
Unijne wysiłki oprotestowywane są przez rządy Indonezji i Malezji. Tamtejsi rolnicy wychodzą na ulice, malezyjski premier nie jest pewny reelekcji. Padają argumenty o wprowadzaniu apartheidu w rolnictwie, łamaniu reguł Światowej Organizacji Handlu, kierowaniu się współczuciem dla przyrody, o ignorowaniu potrzeb drobnych, zazwyczaj biednych rolników. W Indonezji w branży pracuje 6 mln ludzi, w 30-milionowej Malezji związanych jest z nią ok. 10 proc. mieszkańców.