Na Węgrzech oficjalnie ruszyła kampania przed wyborami parlamentarnymi 8 kwietnia. Na razie sondaże wskazują na wyraźną przewagę koalicji konserwatywnego Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP). Jeśli wyniki badań się potwierdzą, partia Orbána będzie rządzić trzecią z rzędu kadencję.
Podstawowym tematem i straszakiem kampanii jest imigracja, która według Orbána zalewa Europę i niszczy jej chrześcijańską kulturę. Orbán podkreśla też, że stawką wyborów jest m.in. zachowanie ogrodzenia na węgierskich granicach, ponieważ według niego liderzy opozycji, z wielką pomocą amerykańskiego finansisty George’a Sorosa, chcą rozsadzić to ogrodzenie i tym samym dopuścić do zniszczenia Węgier.
Walka z imigracją frontem walki na Węgrzech
Samemu Sorosowi rządzący zarzucają, że jest marionetką, promuje otwarte granice i to przez jego działania w Europie rozprzestrzeniają się imigranci. Jego i organizacji pozarządowych, często też wspieranych z zagranicy. Dlatego dla premiera Orbána walka z imigracją i walka z organizacjami pozarządowymi, które wspierają imigracje, to front tej samej wojny.
Zagrożone są nawet placówki, które przygotowują dla imigrantów ulotki informacyjne o ich prawach. Kaganiec, który władza chce nałożyć na organizacje pozarządowe wspierające imigrantów, zakładałby np. zobowiązanie tych organizacji do udostępniania danych, 25-proc. podatku odprowadzanego od wsparcia otrzymywanego z zagranicy i zakaz przebywania na terenie Węgier organizatorom działalności pomocowej dla imigrantów.
Czemu służy „Stop Soros”?
Nazwa całego projektu to „Stop Soros”. Premier zasugerował nawet ostatnio, że w ramach walki z nielegalną imigracją rząd chce trzymać poza krajem każdego, kto „działa w fundamentalnej opozycji do interesów narodu węgierskiego”. Zakaz wjazdu, według premiera, w tej sytuacji mógłby dotyczyć też Sorosa. Pytanie więc, czy premierowi Orbánowi bardziej chodzi o imigrantów czy o Sorosa.
Z opublikowanych w połowie stycznia danych oenzetowskiej agendy ds. uchodźców UNHCR wynika, że w zeszłym roku Węgrzy zaakceptowali 1291 wniosków azylowych (przede wszystkim od Afgańczyków, Irakijczyków i Syryjczyków). A zgodnie z ustalonymi w 2015 roku na szczycie UE w Brukseli kwotami relokacyjnymi Węgry miałyby przyjąć 1294 migrantów.
Czy Węgry przyjmują uchodźców?
Wiadomością o zaakceptowaniu wniosków azylowych nikt na Węgrzech się jednak nie chwalił. Widocznie rząd uznał, że kampania straszenia „muzułmańskimi najeźdźcami” i prezentowana na zewnątrz nieugięta postawa wobec Brukseli przyniosą mu w kampanii znacznie lepsze wyniki niż dostosowanie się do unijnego programu relokacyjnego. Inaczej w Brukseli, gdzie na początku roku premier Orbán oświadczył, że Węgry będą przyjmować uchodźców. Wspominał jednak, że musi to być nowy program relokacji. I wyraźnie podkreślał, że ważne jest, aby Budapeszt miał wpływ na to, kogo Węgry miałyby przyjmować.
Tymczasem unijny program od początku zakładał, że państwo przyjmujące decyduje o tym, kogo do siebie przyjmie. Premier Orbán jest więc mistrzem lawirowania. Za jednym zamachem powiedział to, co chciała usłyszeć Bruksela, i to, co podobałoby się radykałom w Budapeszcie.