Dotychczasowa polityka zagraniczna PiS była tragifarsą. Gdy jednak nad krajem zawisła „bomba atomowa”, czyli groźba odebrania Polsce głosu w Radzie UE i uderzenia po kieszeni przy okazji przyszłego budżetu Unii, rząd „dobrej zmiany” został przemeblowany, a nowy premier i ministrowie uznali, że jednak warto rozmawiać z zagranicznymi partnerami.
Stąd ofensywa wdzięku premiera Morawieckiego. W tym tygodniu jest w Davos, gdzie na najważniejszej konferencji świata spotka się m.in. z szefem Google i sekretarzem ds. energetyki USA. W czwartek będzie rozmawiał z premierami Norwegii i Holandii. A w piątek jedzie na szczyt Grupy Wyszehradzkiej do Budapesztu. Z kolei nowy szef MSZ Jacek Czaputowicz w weekend spotkał się już z wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej Fransem Timmermansem i zapewnił go, że polski Trybunał Konstytucyjny „jest legalny”. Wcześniej Czaputowicz w Berlinie mówił po spotkaniu ze swoim niemieckim odpowiednikiem, że kwestia reparacji wojennych nie jest przedmiotem rozmów międzyrządowych.
Wywołało to duże zamieszanie wśród strażników narodowej rewolucji. Dla nich istnieje tylko polityka wewnętrzna. Skłócenie ze światem zewnętrznym to przejaw „wstawania z kolan” i argument na rzecz przykręcania śruby w kraju. Dlatego bieżąca ofensywa wdzięku polskiego rządu jest dla nich niezrozumiała. Czekają na reakcję Kaczyńskiego.
Stąd też niedawny komentarz „Frankfurter Allgemeine Zeitung”: wymiana premiera i kilku ministrów to jeszcze nie zmiana polityki. „Kaczyński z całą świadomością kontynuuje jazdę pod prąd”, a w tym samym czasie Macron chce wzmocnienia strefy euro (a więc bez Polski). Jeśli Warszawa założy weto, to strefa euro utworzy własny budżet i Polska znajdzie się na aucie.