Rząd najludniejszego indyjskiego stanu Uttar Pradeś wydał właśnie nową broszurę turystyczną. Znalazły się w niej często zupełnie nieznane świątynie hinduskie i ośrodki modlitewne. Zabrakło natomiast Tadź Mahal, jednego z siedmiu współczesnych cudów świata, wpisanego na listę dziedzictwa UNESCO i odwiedzanego przez ponad 6 mln turystów rocznie.
Tadź Mahal został zbudowany blisko 400 lat temu na żądanie Śhahdźahana, władcy imperium Mogołów. Upamiętnia jego żonę Mumtaz, która zmarła w połogu, dając mu 14. potomka. Popularność budowli, otoczonej romantycznym mitem i nazywanej „łzą na policzku wieczności” czy „miłosnym poematem wykutym w kamieniu”, daje stałe zatrudnienie ok. 400 tys. ludzi, nie tylko w turystyce. Korona Pałacu (tak tłumaczy się jego nazwę) jest niemal obowiązkowym punktem oficjalnych wizyt – zdjęcia z arcydziełem architektury robią sobie szefowie państw, gwiazdy show-biznesu i drużyny sportowe.
Przedstawiciele branży turystycznej alarmują, że uwikłanie zabytku w kontrowersje polityczne zrujnuje słabnący przemysł podróżniczy. Więcej – zaszkodzi międzynarodowemu wizerunkowi Indii. A budowla ma dość innych zagrażających jej przyszłości problemów. Trujące gazy z przemysłowej Agry powodują zażółcenie alabastrowej powłoki grobowca, zanieczyszczona toksynami rzeka Jamuna podgryza jego fundamenty, a turyści wyłupują kamienie szlachetne ze zdobień.
Sprawcą zamieszania wokół Tadź Mahal jest radykalny hinduski duchowny Jogi Aditjanath, którego premier Narendra Modi wypromował na szefa rządu stanowego w Uttar Pradeś. Noszący szafranowe szaty mnich słynie z podżegania do nienawiści religijnej, tworzy armię radykałów przeprowadzających samozwańcze interwencje, np. w muzułmańskich sklepach rzeźniczych i wśród par międzywyznaniowych.
Niedawno oznajmił, że zagraniczni dygnitarze wizytujący Indie nie będą już otrzymywać na pamiątkę miniaturowych statuetek Tadź Mahal, ponieważ „nie należy on do indyjskiej kultury”. Przebił go inny działacz BJP – rządzącej krajem Indyjskiej Partii Ludowej – który nazwał grobowiec skazą na indyjskiej kulturze, a Śhahdźahana – zdrajcą.
Te słowa wywołały serię gorących debat i dyskusji o Tadź Mahal i jego miejscu w historii kraju. Wypowiedziały się dziesiątki ekspertów i polityków, emocje sięgnęły zenitu. Wydaje się zresztą, że rządzącym właśnie o to chodzi – o narastającą polaryzację postaw i poglądów.
BJP w warstwie deklaratywnej zabiega o rozwój dla wszystkich, upomina się o prawa pomijanych i dąży do budowania jedności narodowej. Faktycznie jednak jej działacze robią wiele dla wzmożenia podziałów między hindusami i muzułmanami (tych drugich jest w Indiach ponad 14 proc.), rozróżniają Indusów prawdziwych i fałszywych, czyli innego wyznania, oraz zabierają się za pisanie historii kraju od nowa.
Gdy napięcie wokół Tadź Mahal stało się już niebezpieczne, premier Modi uspokajał nastroje, serwując oczywistości. Mówił, że budowla jest częścią indyjskiej przeszłości i powodem do dumy jego mieszkańców. Aditjanath został wysłany z polubowną wizytą do Agry, ale skupił się na podkreślaniu, że olśniewające mauzoleum powstało z potu i krwi tysięcy indyjskich robotników i to im – a nie muzułmańskim władcom – należy się podziw i autorstwo budowli.
Dowody z kamienia
Według kronikarzy życia Śhahdźahana to była miłość od pierwszego wejrzenia. Syn mogolskiego władcy Dźahangira został ożeniony w wieku 15 lat i choć nie sam wybrał Mumtaz, to ona była najukochańszą z jego żon, a także przyjaciółką, doradczynią i towarzyszką, nawet w czasie walk. Gdy w 1628 r. obejmował imperium obejmujące dzisiejszy Pakistan, północne i środkowe Indie, miał już perski tytuł króla świata i renomę wspaniałego wojownika.
To Mogołowie, szczycący się bezpośrednim pokrewieństwem z Czyngis-chanem i Timurydami, zjednoczyli tereny Indii. Rządzili absolutnie, ale religii nie narzucali. Zresztą do dziś islam indyjski jest dość swobodny. Śhahdźahan zapisał się jako człowiek otwarty, podejmował przybyszów z innych kultur. Islam rozprzestrzeniał mocą autorytetu – rządy Wielkich Mogołów, trwające trzy stulecia od 1526 r., były czasem rozkwitu, niosły różnorodność i wyrafinowanie, z jakich Indie do dziś czerpią swą unikalną pozycję.
Gdy w 1631 r. Śhahdźahan wyjechał z Agry – stolicy imperium, by gasić rebelię w równinie Dekanu, 38-letnia Mumtaz przeszła ciężki poród i zmarła. Kroniki donoszą o szoku i żałobie. Śhahdźahan pościł w odosobnieniu przez ponad tydzień, przez lata nie nosił biżuterii, perfum ani wytwornych strojów – a w tych dziedzinach Mogołowie poruszali się z wielkim znawstwem i celebrą. Nagle osiwiał.
Historycy nie wątpią, że żałoba była głęboka i że usiłował ukoić stratę, wystawiając Mumtaz wspaniały grobowiec. Kupił ziemię nad rzeką Jamuną od lokalnego władcy, który miał tam rezydencję (istnieje zapis tej transakcji, obala on twierdzenia, jakoby stała tam świątynia). I wystawił mauzoleum, w którego konstrukcji, kompozycji i zdobieniach są widoczne inspiracje zaczerpnięte z architektury islamskiej. Kwestionowanie muzułmańskiego rodowodu Tadź Mahal jest więc absurdalne, bo dowody na to są – dosłownie – z kamienia.
Budowa trwała 12 lat, pochłonęła fortunę. Harowało przy niej 20 tys. ludzi – robotnicy, artyści i rzemieślnicy z całych dzisiejszych Indii i Pakistanu. Główny koncept stworzył najpewniej sam Śhahdźahan, czerpiąc m.in. z mauzoleów swego ojca i pradziadka. Wykonanie powierzył kilku architektom, pochodzili m.in. z Persji, Indii i Pakistanu.
Historyczka sztuki Ebba Koch z Uniwersytetu Wiedeńskiego, autorytet w dziedzinie Tadź Mahal, wskazuje wiele elementów wiążących konstrukcję z islamem. Biały marmur, którym ją obłożono, symbolizuje czystość i duchowość. Otaczające ogrody są ziemską ilustracją raju zgodną z ich przedstawieniem w Koranie, stąd także kanały symbolizujące rajskie rzeki i basen, w którym pragnienie koją ci, którzy do raju dotarli. Islamski raj ma osiem odmian, a Tadź Mahal – osiem komnat. Główny motyw zdobień stanowią osty – w islamie symbolizują żałobę. I tak dalej.
Swapna Liddle, zawodowo zajmująca się dziedzictwem architektonicznym Indii, nazywa Tadź Mahal konstrukcją do cna indyjską, a Mogołów – wybitnymi patronami sztuk pięknych, m.in. malarstwa, sztuki jubilerskiej, tkactwa, poezji, rzeźby. Jej zdaniem ustanowili oni fundament późniejszej reputacji kraju.
Budowa Tadź Mahal opróżniła jednak skarbiec, wymagała ściągania zbóż i żywności dla robotników, powodując głód w innych rejonach. Śhahdźahan stał się rozrzutny i zdaniem swego syna – despotycznego Aurangzeba – szkodził państwu. Został przez niego aresztowany i w 1658 r. osadzony w forcie w Agrze. Z celi, w której spędził resztę życia, miał widok na doskonałe proporcje, okazałą kopułę i minarety grobowca żony.
Dzielenie dziedzictwa
Tadź Mahal przetrwał niejedną próbę zawłaszczenia. Zagraniczni podróżnicy sugerowali, że taki cud nie mógł powstać bez udziału architektów z Zachodu. Portugalski misjonarz Sebastien Manrique, który wizytował Indie w 1640 r., pisał, iż rodzi się tam dzieło według pomysłu włoskiego projektanta i jubilera Geronimo Voroneo. Dwa stulecia później William Henry Sleeman, brytyjski administrator w Indiach, twierdził, że wpływ na budowę miał Francuz – Austin de Bordeaux. W XIX w. popularna była teza, że autorstwo Tadź Mahal należy do tureckiego architekta Isy Muhammada Effendiego.
Po śmierci Śhahdźahana mauzoleum najeżdżano i okradano. Gdy w 1803 r. tereny trafiły pod zarząd Wielkiej Brytanii, urzędnicy korony nocowali tam i urządzali przyjęcia. Ale też zapoczątkowali profesjonalną opiekę archeologiczną i regularne remonty. W XX w. pod rządami Lorda Curzona Tadź Mahal stał się pełnoprawnym zabytkiem.
Dżawaharlal Nehru, pierwszy premier niepodległej republiki, uznał budowlę za symbol kompozytowej kultury Indii, uczynił z niego ogólnonarodową ikonę i prezentował go jako wspólny wkład Indusów we wspólne dziedzictwo. Od tamtej pory Tadź Mahal jest uznawany w świecie za pomnik romantycznej miłości, służy jako synonim perfekcji, występuje w reklamach i filmach, ma swe repliki m.in. w Chinach, USA, Zjednoczonych Emiratach Arabskich oraz Malezji.
Dla Indusów budowla jest elementem ich tożsamości i poczucia własnej wartości. Nie sposób podróżować po Indiach, nie słysząc powracającego pytania: Czy widziałaś już Tadź Mahal? Zadają je hindusi i muzułmanie, także ci, których na wyjazd do grobowca nie stać, co w niczym nie umniejsza ich poczucia przynależności do narodu o złożonym i imponującym dziedzictwie.
Teraz rządzący Indiami hindusi próbują to dziedzictwo przedefiniować, by pasowało do nowej ideologii. Zdaniem Sohaila Hashmiego, autora książek m.in. o wojnach religijnych i etyce islamskiej, BJP doszła do władzy z przekonaniem, że tylko to, co hinduskie, jest indyjskie. „Tadź Mahal nie pasuje do ich wyobrażenia kultury. Podzielili nasze dziedzictwo na hinduskie i islamskie” – mówił mediom.
Lepsza wersja historii
Teorie, jakoby muzułmański grobowiec miał być w istocie świątynią hinduskiego boga Śiwy, pojawiły się już w latach 60. XX w. I od tego czasu krążyły na dalekim marginesie dyskursu historycznego. Rozgłos przyniosła im w 1989 r. książka „Tadź Mahal: historia prawdziwa” autorstwa P.K. Oaka, historyka, który twierdzi również, że Indusi w przeszłości podbili Włochy, a Opactwo Westminsterskie było świątynią hinduską. Mimo niedorzeczności tez, trafiły one nawet na salę Sądu Najwyższego. Ten wysłuchał niedawno przedstawicieli ministerstwa kultury oraz eksperta Indyjskiego Ośrodka Badań Archeologicznych. Wszyscy potwierdzili jednoznaczną rolę muzułmanów w powstaniu budowli. Orzeczenie wybrzmiało jasno: Tadź Mahal nigdy nie był świątynią, zawsze był grobowcem.
Mimo to lokalny sąd w Agrze rozpatruje petycję wyznawców hinduizmu żądających, by zabytek został im udostępniony dla odprawiania modlitw. Dotąd jedynymi uprawnionymi do tego byli muzułmanie, którzy modlą się w każdy piątek w przynależącym do kompleksu meczecie. Rada Muzułmańska od lat bezskutecznie zabiega o przejęcie opieki nad Tadź Mahal – jako dziedzictwem muzułmańskim. Rząd Indii pozostaje wyłącznym opiekunem kompleksu.
Nietrudno wyobrazić sobie konsekwencje dalszego zaostrzania sporu. Historia Indii zna przykłady rzezi wywoływanych takimi konfliktami. W Ajodhii, innym mieście w Uttar Pradeś, w 1992 r. doszło do zniszczenia meczetu Babri, wzniesionego przez Babura, pierwszego mogolskiego władcę. Wyznawcy hinduizmu domagali się usunięcia meczetu z miejsca, w którym – jak wierzą – narodził się bóg Rama. W tym przypadku badania archeologiczne potwierdziły, iż wcześniej znajdowała się tam świątynia hinduska. Sporu nie udało się rozwikłać. W 2010 r. sąd ustanowił podział obszaru pomiędzy trzy organizacje – dwie hinduskie i jedną muzułmańską.
Spór o Ajodhię odsłania radykalne korzenie Indyjskiej Partii Ludowej. Powstała właśnie na fali ruchu odzyskania Ajodhii przez organizację Wiśwa Hindu Pariszad (Światową Radę Hindusów), która z kolei potrzebowała politycznej twarzy dla swych działań. Ówczesny lider BJP Lal Kriszna Advani rozpoczął pielgrzymki do Ajodhii, pragnąc uczynić z niej strefę wyłączną dla hindusów, na podobieństwo Watykanu i Mekki. Kulminacją kampanii był wielki wiec w sąsiedztwie meczetu w sierpniu 1992 r. Zjawiło się tam 150 tys. osób. I bezpośrednio po przemowach polityków BJP część zebranych zniszczyło meczet, używając prostych narzędzi lub gołych dłoni.
10 lat później pociągiem z Ajodhii do Gudźaratu wracali prawicowi bojówkarze po pielgrzymce do boga Ramy. Byli agresywni, wywołali bójkę. Spłonęły cztery wagony, a w nich – 59 osób. Natychmiast po pożarze Wiśwa Hindu Pariszad ogłosiła strajk generalny, rozpoczęły się ataki na muzułmanów. W wyniku trwających kilka dni zamieszek zginęło ok. 2 tys. ludzi, w większości muzułmanów. Policja i wojsko długo nie interweniowały, przyzwalając na przemoc.
Szefem rządu w Gudźaracie był wówczas obecny premier Modi, według niezależnych raportów winny podżegania do nienawiści i powstrzymania interwencji, ale przed sądem oczyszczony z zarzutów. W związku z tymi oskarżeniami długo był persona non grata m.in. w Wielkiej Brytanii oraz USA. Z czasem jego rola w partii zaczęła rosnąć, doprowadził w 2014 r. do zwycięstwa w wyborach, a sam został premierem, drzwi światowych salonów znów się uchyliły.
Poprawianie zmarłych
Dziś Modi prowadzi politykę nienawiści cudzymi rękoma, dlatego potrzebuje postaci jak mnich Aditjanath, sobie pozostawiając rolę mędrca nawołującego do rozwagi. Napięcie antymuzułmańskie w Indiach rośnie, święta hinduskie zmieniają się w demonstrację siły, a kraj jest o krok od zamieszek. Rozkręcając antagonizmy w społeczeństwie przez wieki stanowiącym przykład tolerancji i unikania otwartych konfliktów, Modi w ciągu zaledwie trzech lat zdobył pozycję tego, od którego zależy pokojowa lub krwawa przyszłość 1,3 mld ludzi.
W Indiach trwa wielka hinduistyczna rewizja i nawet zmarli nie mogą spać spokojnie. Hindusi utrudniają życie muzułmanom, m.in. poprzez rozszerzanie zakazu sprawiania wołowiny, usuwają ich nazwiska z ulic i placów, wypowiedzieli też wojnę średniowiecznym legendom.
Na wprowadzenie do kin czeka „Padmawati” – spektakularna bollywoodzka produkcja, która narusza największe chyba tabu w Indiach, czyli sprawę związków międzywyznaniowych. Film opowiada o hinduskiej królowej Radźputów oraz muzułmańskim władcy Delhi. Miała ich łączyć miłość opisana w sufickim wierszu. Wśród hindusów dominowała inna legenda – że podczas szturmu wojsk muzułmańskich Padmawati popełniła honorowe samobójstwo.
Film wyreżyserował gigant indyjskiego kina – Sanjay Leela Bhansali. W roli tytułowej wystąpiła wielka gwiazda Deepika Padukone. Za ścięcie głów reżysera i aktorki pewna organizacja hinduska zaoferowała już 800 tys. dol. Obojgu przyznano ochronę. Jeśli obraz zostanie dopuszczony do dystrybucji, niemal pewne są zamieszki i ataki na kina.
***
Polecamy nasz „Pomocnik Historyczny” o dziejach Indii, do kupienia na www.sklep.polityka.pl