Świat

Krwawy Synaj

Egipski meczet po ataku terrorystycznym Egipski meczet po ataku terrorystycznym AFP

Zamach w meczecie może być elementem gry przed wyborami prezydenckimi.

To był najkrwawszy akt terroru w historii Egiptu i pierwszy w tym kraju atak na meczet. Liczba ofiar przekracza już 300, ponad 130 osób jest rannych. Tak przedstawia się bilans piątkowego ataku na meczet Al-Rauda na północy Synaju. Egipt odpowiedział nalotami na domniemane bazy tzw. Państwa Islamskiego na półwyspie, ale do poniedziałku żadna organizacja nie przyznała się do ataku. Na Synaju doskonale widać, skąd się biorą islamscy radykałowie. Niepodległy Egipt od początku traktował mieszkających tam Beduinów jak obywateli drugiej kategorii – nie objęły ich państwowe programy socjalne, dochody z wydobywanej tam ropy i z turystyki nie wracały na półwysep. Złota era Synaju nastała, gdy w 1967 r. zajął go Izrael. Zaczęły się inwestycje infrastrukturalne, izraelska administracja licznie zatrudniała tubylców i przymykała oczy na dochodową produkcję narkotyków. Koniunktura skończyła się, gdy w latach 80. wrócili Egipcjanie. Pojawili się osadnicy z delty Nilu, dla których wysiedlano miejscowych. Najmniejszy bunt kończył się brutalną interwencją armii egipskiej.

Przełom przyniósł upadek arabskiej wiosny w Egipcie i obalenie prezydenta Morsiego w 2013 r. Beduini zaczęli liczniej wstępować do organizacji powiązanych z Al-Kaidą i ISIS, z Libii zaczęła płynąć broń. W odpowiedzi obecny prezydent Egiptu Abd Al-Fattah as-Sisi zmilitaryzował półwysep, wysłał kolejne oddziały wojska i wprowadził tam stan wojenny. Część obserwatorów uważa, że piątkowy atak jest Sisiemu bardzo na rękę. W Egipcie zbliżają się wybory prezydenckie. Sisi nie ma się czym pochwalić, ale teraz będzie mógł zademonstrować rządy silnej ręki na Synaju. I powiedzieć Egipcjanom, że albo on, albo chaos. Beduini i tak na niego nie zagłosują.

Polityka 48.2017 (3138) z dnia 28.11.2017; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 10
Reklama