Rozmowa ukazała się w najnowszym numerze dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”
Artiom Fiłatow: – W kwietniu opublikowała pani w „Nowej Gaziecie” artykuł o masowych aresztowaniach, torturach i morderstwach mężczyzn, którym czeczeńskie władze „zarzucały” orientację homoseksualną. Dlaczego gejów spotkał taki los?
Elena Miłaszina: – Byli bezbronni, podobnie jak wszystkie grupy społeczne w Czeczenii. Pod koniec lutego zatrzymano człowieka, w którego telefonie znaleziono bardzo dużo numerów przedstawicieli czeczeńskiego środowiska gejowskiego. Nawet policjanci byli w szoku, gdyż chodziło o namiary na kilkaset osób – w konserwatywnej Czeczenii to ogromna liczba i dlatego przekazano informację władzom. Sięgnęły one po metody, którymi walczą z narkomanami, islamistami czy swoimi krytykami. Władze publicznie poinformowały, że dla gejów nie ma miejsca w czeczeńskim społeczeństwie. Torturowano ich, wyduszano namiary na innych homoseksualistów. Niektórych zabili krewni, niektórych policjanci.
Czy w innej sytuacji są lesbijki?
O ile gejów się zabija, o tyle lesbijkom to nie grozi – jeśli otoczenie dowie się o orientacji takiej dziewczyny, potraktuje to jak kaprys. Mimo to ich położenie jest ciężkie: mężczyźni mogą emigrować, kobiety nie są tak samodzielne. Czeczeńskie społeczeństwo nie przyznaje im prawa do swobodnego przemieszczania się, podejmowania nauki poza krajem czy prawa do poślubienia kogoś spoza swojego narodu. Za kobietę odpowiada mężczyzna z jej rodziny: ojciec czy brat. Lesbijka nie może nawet wynająć mieszkania, żeby spotykać się tam ze swoją partnerką. Kobiety muszą ukrywać swoją naturę. Krewni mogą zmusić je do wyjścia za mąż.
Jak rosyjskie władze zareagowały na pani materiał o masowym represjonowaniu czeczeńskich gejów?
Przez wiele lat pisaliśmy o sytuacji w Czeczenii, ale dopiero kwietniowy artykuł o homoseksualistach wywołał ferment. Rządzący wszczęli postępowanie wyjaśniające. Przekazaliśmy nazwiska 29 zamordowanych mieszkańców republiki, przy czym byli wśród nich nie tylko geje, ale też ofiary, na których ciążyły inne „zarzuty”. Obecnie władze sprawdzają te informacje. Napisaliśmy o jeszcze jednej sprawie: masowym zatrzymywaniu Czeczenów pod zarzutem ekstremizmu. Fala aresztowań rozpoczęła się niemal rok temu, po zaatakowaniu Groznego w nocy z 17 na 18 grudnia przez grupę młodych sprawców. Nie wiadomo, czy byli związani z tzw. Państwem Islamskim. Według naszych danych w styczniu 56 osób spośród aresztowanych zostało zamordowanych.
Rosyjska rzeczniczka praw człowieka Tatiana Moskalkowa udała się do Czeczenii po ukazaniu się artykułu w „Nowej Gaziecie”. Co przyniosła ta podróż?
Moskalkowa zasięgała języka u organów śledczych: już od pięciu miesięcy badają one tę sprawę, choć odmawiają publicznego ujawniania szczegółów postępowania. Wydaje mi się, że rzeczniczka poważnie podchodzi do naszych doniesień: oświadczyła, iż należy wszcząć sprawę karną. Według organów dwaj mężczyźni z naszej listy ofiar żyją, ale mamy dowody na to, że są martwi. Nie myślałam, że władze zdecydują się na takie fałszerstwa jak zmiana martwych w żywych. Żeby sprawie poświęcono więcej uwagi, potrzebna jest polityczna wola. Wydaje się, że Moskalkowa może sprawić, aby ta wola się pojawiła. Z moich informacji wynika, że Władimir Putin bardzo jej ufa. Rzeczniczka ma podobną konstrukcję psychiczną co prezydent, wywodzi się z „siłowików”. Gdy więc ktoś taki jak ona jest czegoś pewien, Putin się z tym liczy.
Jak mogło dojść do opisywanych morderstw w Czeczenii?
Za sprawą modelu władzy, który ukształtował się w republice. Jeden bezkarnyiczłowiek używa do utrzymywania władzy metod, wykorzystywanych normalnie przez antyterrorystów. Tym człowiekiem jest Ramzan Kadyrow. Ofiarami tego modelu stały się wszystkie kategorie mieszkańców Czeczenii. Dlatego jeśli w Moskwie podjęta będzie decyzja o wszczęciu wymierzonej w kadyrowowskich „siłowików” sprawy karnej, będzie to oznaczało odebranie Kadyrowowi gwarancji, zniszczenie fundamentów jego rządów. Widać, że póki co federalne władze nie są na to gotowe.
Czy można mówić o zmowie Putina i Kadyrowa?
Nazwałabym to raczej decyzją Kremla wagi państwowej. Z punktu widzenia federalnego centrum przekazanie władzy Kadyrowowi było efektywne i miało uzasadnienie. Po prostu cena, jaką należało za to zapłacić, była wysoka.
To odłożone w czasie skutki wojny w Czeczenii, walki z czeczeńskim separatyzmem?
Tak. Widmo utraty integralności terytorialnej przez każdą władzę będzie traktowane jako najwyższe zagrożenie. Pierwsza wojna czeczeńska rozpoczęła się, aby utrzymać kontrolę Moskwy nad Czeczenią. Rosja poniosła wówczas porażkę. Niepodległa Iczkeria istniała sześć lat. Przekonaliśmy się, że Czeczeni nie byli zdolni do stworzenia jakiegokolwiek państwa, że kierowali się nierealistycznymi, utopijnymi ideami. Z separatyzmu narodził się islamizm.
W jakim stopniu zaprowadzane przez Ramzana Kadyrowa porządki są zgodne z założeniami islamu?
Kadyrow uważa się za muzułmanina, ale inną kwestią jest to, ile on o islamie wie i jak go rozumie – to człowiek młody, niewykształcony, bez szerokich horyzontów, światopoglądu. Jego dzieciństwo przypadło na trudny czas wojny. Posiada on władzę totalitarną i narzuca społeczeństwu różne rozwiązania: dziś trzeba chodzić w czerwonym płaszczu, jutro w krótkich spodenkach. A jak ma się to do islamu? Zależy od przyjętych standardów. Kadyrow uznaje sufizm, nurt, na który duży wpływ miały czeczeńskie tradycje, a także ateizm i religijny izolacjonizm Związku Radzieckiego. Nie przeszkadza to mu w utrzymywaniu świetnych relacji z sunnickimi krajami z Bliskiego Wschodu, które nie mają problemu z faktem, że na własnym podwórku Kadyrow zaprowadza swoje porządki.
Czeczenia pod rządami Kadyrowa może być problemem dla Europy?
Gdy toczyły się tam wojny, Czeczenia była dla Europy problemem przede wszystkim humanitarnym. Teraz chodzi bardziej o zagrożenia natury kryminalnej, gdyż reżim Kadyrowa jest niebezpieczny i ma duży apetyt. Póki co Grozny spogląda raczej w stronę pozostałych regionów Rosji i Bliskiego Wschodu, jako że w Europie czeczeńskie władze mają dość ograniczone możliwości inwestowania. Z czasem mogą pojawiać się jednak kolejne zagrożenia. Jeśli kadyrowowski model władzy przetrwa do końca epoki Putina, destabilizacji ulec może cały Kaukaz Północny – później nikt nie będzie już w stanie gwarantować stabilności w Czeczenii oraz w sąsiednich regionach. Może dojść do wojny domowej, a to oznaczałoby rzeź.
Czy wiele osób opuszcza Czeczenię i ubiega się o status uchodźcy w Europie?
Z Czeczenii emigruje dużo ludzi, część z nich rzeczywiście stara się o prawo pozostania w Europie. Obecnie w Europie Środkowej i Zachodniej przebywa 100 tysięcy uciekinierów z Czeczenii, ale ta liczba obejmuje też tych, którzy opuścili republikę podczas wojny na początku lat 90. Trudno o precyzyjne dane. Być może ma je Kadyrow, gdyż on dobrze kontroluje czeczeńską diasporę w Europie.
W jaki sposób?
Po 2008 roku Kadyrow pozwolił wrócić do Czeczenii mieszkańcom, którzy opuścili ją w czasie wojen lat 90. Część osób wróciła, a on dawał im ziemię, budował domy, niektórym wypłacał pieniądze. Dla Czeczenów posiadanie domu w ojczyźnie jest bardzo ważne, a Kadyrow zagrał na tych uczuciach. Wiele młodych osób, które wychowały się w Europie, zaczęło otwierać w Groznym modne kawiarnie czy zakłady fryzjerskie. Niedawni uchodźcy, a dziś obywatele któregoś z krajów Unii Europejskiej, spędzają rokrocznie w Czeczenii kilka miesięcy wakacji. Część z nich nawiązuje współpracę z organami, stają się przedstawicielami Kadyrowa w Europie: to od nich wie on o nastrojach panujących wśród diaspory. Jeśli ktoś z emigrantów odważy się na krytykę jego reżimu, łatwo można go odszukać i zastraszyć, dając mu jasno do zrozumienia, że w Groznym takie zachowanie nie spotyka się z aprobatą. Kilka takich przypadków wystarczy, aby cała diaspora siedziała cicho. Bogaci Czeczeni, bliscy kadyrowowskim kręgom, łatwo otrzymują wizy i swobodnie jeżdżą po Europie. Wielu z nich podróżuje na podrobionych paszportach. Tymczasem biednym Czeczenom nikt wiz nie wydaje – urzędnicy obawiają się, że będą chcieli zostać na Zachodzie i zwrócą się o status uchodźcy.
A jakie szanse mają „zwykli Czeczeni” na uzyskanie takiego statusu?
Prawdopodobieństwo to jeden do stu. Polityka europejskich krajów jest prosta: w Czeczenii nie toczy się żadna wojna, panuje tam pokój. Mogę zrozumieć stanowisko Europy, gdyż obecnie są inni uchodźcy, którym należy pomóc w pierwszej kolejności. Inną sprawą są specyficzne sytuacje, takie jak ta czeczeńskich gejów. W tym przypadku Unia Europejska powinna zrobić wyjątek, ponieważ Rosja nie jest w stanie gwarantować owym homoseksualistom bezpieczeństwa. Poza tym występują także w roli świadków popełnionych przestępstw. Cieszę się, że wielkim nakładem LGBT-siet’ Igora Koczetkowa udało nam się przebić ten mur. Dziś wszyscy zgadzają się, że w takich alarmowych sytuacjach należy po prostu ratować ludzi i zabierać ich stamtąd.
„Nowaja Gazieta” już wiele lat pisze o Czeczenii. Kiedy warunki pracy stały się tam trudniejsze?
Do 2014 roku po prostu jeździliśmy do Czeczenii i pisaliśmy artykuły, ale nikogo one szczególnie nie interesowały. W 2014 roku zaatakowano Grozny: doszło do wybuchów w centrum miasta, w starciach były ofiary śmiertelne. Ten moment poruszył społeczeństwo, a o czeczeńskich władzach zaczęło się publicznie mówić tak dużo – w tym w internecie – że nie mogły dłużej pozostawać w cieniu. Zwracają na siebie uwagę swoim zachowaniem, światopoglądem, który jest dziki z punktu widzenia cywilizowanej Rosji. Kadyrow stał się modny w sensie negatywnym: im więcej ludzie się o nim dowiadywali, tym więcej pojawiało się strachu. Dziś Kadyrowa boją się daleko za granicami Czeczenii. Zupełnie niedawno poprosiłam, aby znajomi eksperci ocenili z punktu widzenia norm islamu wypowiedzi przedstawicieli Czeczenii pod adresem „Nowej Gaziety”. Specjaliści odmówili publicznego udzielenia komentarza.
Czy publikowane w waszej gazecie materiały są dla Kadyrowa problemem?
Oczywiście – nie tylko nasze materiały, ale też wszystko, co sprawia, że ma on więcej „publiczności”. To jedyna broń, której można użyć w walce z nim. On nie znosi publicznej krytyki, od razu ją odrzuca. Jest bardzo na to wyczulony, jego otoczenie wówczas stara się go „ukoić”, ale nie zawsze się to udaje. Publikacje o gejach czy masowych mordach bardzo go ubodły, choć wcześniej cierpliwie znosił inne nasze doniesienia, w tym artykuł o zamachu na niego. Każdy raz, gdy on albo jego otoczenie się uniosą, tylko podgrzewa atmosferę, ale teraz nie mogą nie reagować. Do tego dochodzi coś jeszcze: Kadyrow na co dzień zupełnie nie słyszy słów krytyki, ani od Czeczenów, ani od współpracowników. A tu nagle jakaś gazeta ośmiela się wieszać na nim psy. Czeczenia interesuje Rosjan tylko z powodu Kadyrowa, którego reżim przypomina stalinizm. Gdyby nie było tam Kadyrowa, nic by nas na Kaukazie Północnym nie interesowało: ani Dagestan, ani Kabardo-Bałkaria, ani Inguszetia.
Czy pani czuje się zagrożona?
Nie. Po prostu wiem, do czego zdolny jest ten reżim, i dlatego dopuszczam wszelkie możliwości – tym bardziej że nasza gazeta pamięta już różne tragiczne historie [Miłaszina kilkukrotnie była ofiarą napadów i pobić, otrzymywała pogróżki; z kolei dziennikarka „Nowej Gaziety” Anna Politkowska została zamordowana w 2006 roku – przyp. red.]. Raz podejmujesz wybór, a później żyjesz z tym.
Czy w Czeczenii pozostali jeszcze obrońcy praw człowieka?
Nie ma tam już żadnych organizacji tego typu. Mało tego: do republiki wcześniej jeździły „mobilne” grupy aktywistów, które sprawdzały tamtejszy stan przestrzegania praw człowieka – teraz już nie jeżdżą. Dziś najefektywniej ratowaniem ludzi z Czeczenii zajmuje się LGBT-siet’.
Kadyrow nastawia ludzi przeciwko sobie?
Już dawno zrobił sobie wrogów z federalnych „siłowików”. Jednak Kadyrow jest potrzebny Putinowi: najważniejsza nie jest rola, jaką ten pierwszy odgrywa przy kontrolowaniu Czeczenii, ale na Bliskim Wschodzie. Po tym jak Rosjanie weszli do Syrii, Moskwa zaczęła mieć większe znaczenie w regionie bliskowschodnim, a Putin w tym obszarze w dużej mierze polega na Kadyrowie. W polityce wewnętrznej Kadyrow jest szkodliwy i niebezpieczny dla Rosji – pytanie tylko, kiedy zrozumie to Putin.
Reżyser Aleksandr Sokurow niedawno powiedział, że Rosjanie nie zdają sobie sprawy, co dzieje się na Kaukazie, w domach za wysokimi płotami.
Tak, my nie wiemy nawet, co dzieje się w Woroneżu czy w innych prowincjonalnych miastach. Moja mama żyje teraz w Białogrodzie. Tam za to, że dzieciak o dziesiątej wieczorem chodzi sam po ulicy, jego rodzice pociągani są do odpowiedzialności cywilnej, czasem nawet karnej. Tam wszyscy są bardzo religijni, na procesjach nie może nikogo zabraknąć. Nie ma tam ani jednego meczetu – są nieoficjalnie zakazane, choć w Białogrodzie żyje wielu muzułmanów. Zresztą dziś w Rosji mamy równie wielu fanatyków prawosławnych co muzułmańskich.
Potrafi sobie pani wyobrazić, że Kadyrow mógłby stanąć na czele religijnej, konserwatywnej, zmilitaryzowanej Rosji?
Po pierwsze, nawet będący Tuwińcem minister obrony Siergiej Szojgu nie może zostać prezydentem, gdyż w naszym konserwatywnym kraju jego narodowość jest przeszkodą. Z tego samego powodu prezydentem nie zostanie Michaił Chodorkowski. Po drugie, Kadyrow nie ma perspektyw. Wszystko postawił na jedną kartę. Jeśli przegra, straci wszystko – również życie. Jeśli uda mu się uratować swoją rodzinę, będzie mógł nazywać siebie szczęściarzem.
przełożył Zbigniew Rokita
Elena Miłaszina jest dziennikarką „Nowej Gaziety”, autorką materiałów o torturach i zabójstwach gejów w Czeczenii.
***
Rozmowa ukazała się w najnowszym numerze dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”