Świat

Słowacki cud jedności

Jan Lunter Jan Lunter materiały prasowe

Neofaszyści, którzy jeszcze niedawno mieli zdominować słowacką politykę, właśnie zostali z niej wymieceni. Według wcześniej publikowanych prognoz w sobotnich wyborach regionalnych mieli zdobyć władzę nawet w czterech z ośmiu słowackich regionów – żup. Wystawili kilkuset kandydatów do regionalnych parlamentów, ale na koniec zdobyli tylko dwa mandaty. Stanowisko stracił także ich lider Marian Kotleba – człowiek, który cztery lata temu, wygrywając wybory w regionie bańskobistrzyckim, przypomniał najczarniejsze koszmary słowackiego faszyzmu, odwołując się do tradycji ks. Jozefa Tisy, prohitlerowskiego kolaboranta z czasów drugiej wojny światowej. Po tamtym sukcesie przepowiadano „przebudzenie słowackiego potwora”. Kotleba nie schodził z pierwszych stron gazet i na tej fali popularności wprowadził do 200-osobowego parlamentu krajowego 14 posłów. Teraz miał ten sukces zwielokrotnić, a zamiast tego poniósł miażdżącą porażkę.

Jak to się stało? Przeciwko ludziom Kotleby w poszczególnych żupach solidarnie występowali demokraci z prawa i z lewa. Normalnie są skłóceni, ale tym razem, czytając sondaże, wycofywali się z wyborów i wspierali najsilniejszego z kandydatów. W ten sposób w Bańskiej Bystrzycy wygrał Jan Lunter – filantrop i przedsiębiorca, zafascynowany azjatycką dietą i zdrowym stylem życia, właściciel sporej fabryki tofu.

Polityka 45.2017 (3135) z dnia 07.11.2017; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 10
Reklama