Partia Babisza przez ostatnie cztery lata współrządziła, a jednocześnie budowała wizerunek ruchu protestu.
Nasz wyborca wybrał hazardową zagrywkę z demokracją – oceniał wyniki czeskich wyborów komentator internetowego dziennika aktualne.cz Jan Molaczek. Czechy – według Molaczka – miały image porządnego, cywilizowanego kraju Unii Europejskiej i dodatkowo bonus w symbolicznej postaci Vaclava Havla. „A teraz, po wyborach, stajemy się jedną ze wschodnioeuropejskich guberni, które w okresie wyjątkowej prosperity nagle zatęskniły za rządami silnej ręki”.
Wybory w ostatni weekend wygrał ruch ANO21, zyskując 78 mandatów w 200-osobowej Izbie Poselskiej. Jego lider – miliarder Andrej Babisz – nie tyle ruchem kieruje, ile go raczej posiada, podobnie jak liczne firmy i media w całym kraju. Zapowiada, że państwem chce kierować tak jak sprawną firmą i właśnie ta pragmatyczna retoryka przyniosła mu sukces. Krytycy twierdzą, że w rzeczywistości Babisz myśli o państwie jak o obiekcie dalszej ekspansji gospodarczej. Jego ANO21 przez ostatnie cztery lata już współrządziło, a jednocześnie budowało wizerunek partii protestu.
ANO21 potrzebuje jednak partnera do rządzenia i zapewne szybko go znajdzie. Wielki sukces odniósł ekscentryczny Tomio Okamura, pół-Japończyk stojący na czele wyrosłego w ostatnich latach ruchu antyislamskiego Wolność i Bezpośrednia Demokracja (SPD). Zyskał 22 mandaty i zajął trzecie miejsce w wyborach w kraju, w którym prawie nie ma ani muzułmanów, ani uchodźców. Równo z nim wylądowała prawicowa Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS), w której jednym z liderów jest syn pamiętanego z ubiegłych lat byłego premiera i prezydenta Vaclava Klausa. Ma takie samo imię jak ojciec i bardzo podobne poglądy.