Zamach na życie maltańskiej dziennikarki Daphne Galizii. To nasza wspólna sprawa
Takie rzeczy zdarzają się poza Unią Europejską. Na przykład w Rosji, gdzie za swe reportaże z Czeczenii poniosła śmierć Anna Politkowskaja. Taką mieliśmy nadzieję do minionego poniedziałku, gdy nadeszła wiadomość o śmierci maltańskiej dziennikarki i blogerki Daphne Caruany Galizii. Zginęła w wyniku eksplozji bomy podłożonej w jej samochodzie. Jeden z jej trzech dorosłych synów, także dziennikarz, nie był w stanie uratować matki z płonącego auta. Teraz oskarżył o jej śmierć „mafijne państwo” maltańskie.
Czym zajmowała się zamordowana dziennikarka?
Galizia uprawiała dziennikarstwo śledcze. Wybrała dla siebie pole minowe: tropienie korupcji na szczytach władzy. Z pomocą tzw. Panama Papers namierzyła niejasne powiązania premiera Malty, jego żony i dynastii politycznej rządzącej po-radzieckim Azerbajdżanem. Z jej ustaleń wynikało, że małżeństwo pobierało nieudokumentowane oficjalnie pieniądze od Azerów i lokowało je na tajnych kontach bankowych w „rajach podatkowych”.
Słowem, afera w stylu „republik bananowych”, i to z udziałem szefa rządu, i to gdzie? – w Unii Europejskiej, do której bardzo katolicka Malta wstąpiła, nawiasem mówiąc, razem z nami w 2004 r. Premier Muscat i jego żona zaprzeczali ustaleniom dziennikarki. Malta to malowniczy kraj, lecz niewielki, wszyscy się znają, śledczy blog Galizii był powszechnie czytany i dyskutowany.