Znów noblowskie zaskoczenie
Pokojowy Nobel dla kampanii antynuklearnej. Werdykt słuszny, ale nieprzekonujący
Znów noblowskie zaskoczenie. Pokojowy Nobel dla międzynarodowej koalicji obywatelskiej przeciwko broni nuklearnej z centralą w Szwajcarii (ICAN): to brzmi słusznie, ale nieprzekonująco.
Któż nie chciałby żyć w świecie, nad którym nie wisi zagrożenie wojną atomową? Zwłaszcza dziś, gdy prawie codziennie dochodzą do nas wojenne pomruki z Korei Północnej, prezydent Trump dąży do obezwładnienia umowy z Iranem, hamującej jego ambicje nuklearne, a w mediach krążą spekulacje, że terroryści różnej maści już mają albo wkrótce będą mieć w arsenale broń atomową.
Decyzję pokojowego komitetu noblowskiego należy zatem odczytać jako słuszny wyraz zaniepokojenia rosnącą groźbą konfliktu z wykorzystaniem broni nuklearnej i przestrogę dla liderów świata. Tylko czy liderzy się przejmą? Przecież żadne z dziewięciu znanych państw atomowych nie przystąpiło do niedawnego międzynarodowego porozumienia z nieproliferacji broni nuklearnej i likwidacji jej arsenałów. Liderzy kierują się raczej logiką odwrotną niż ICAN: im większe zagrożenie nuklearnym konfliktem, tym większa niechęć do redukcji atomowych arsenałów.
Inni kandydaci do pokojowego Nobla
Do tegorocznego pokojowego Nobla kandydowały też inne organizacje. Na przykład urząd wysokiego komisarza ONZ do spraw uchodźców czy amerykańska unia na rzecz obrony praw obywatelskich ACLU, która ma w epoce prezydenta Trumpa pełne ręce roboty. Ich działalność wydaje się przynosić większe społeczne korzyści niż szlachetna ale nieskuteczna kampania antynuklearna.
Kandydowały też konkretne osoby, z konkretnymi historiami i twarzami. Ludziom łatwiej się z nimi solidaryzować niż z instytucjami, jeśli wierzy się w wartości demokratyczne, prawa człowieka i obywatela. Mnie szczególnie poruszyła sprawa Raifa Badawiego, saudyjskiego blogera, skazanego na dziesięć lat więzienia i 1000 batów pod zarzutem znieważania islamu.
Dla pokoju wewnętrznego i międzynarodowego zabiegi o likwidację broni atomowej są ważne i zasługują na wyróżnienie, lecz tym samym pokojowym celom służy obrona wolności słowa i praw obywatelskich. Dlatego demokracje rzadko toczą wojny, a państwa autorytarne często.