Po uzyskaniu niepodległości w 1962 roku Algieria w ramach arabizacji wyrugowała francuski i wprowadziła jako język oficjalny standardowy arabski.
Tyle że rzadko rozmawia się nim w domu, więc na przykład przedszkolaki mają duży problem, żeby cokolwiek zrozumieć. Od roku drugim językiem urzędowym jest berberyjski, którym włada co czwarty Algierczyk, ale ciągle trwają spory, który z sześciu dialektów wybrać jako obowiązujący.
Francuskim nadal posługują się elity, jest językiem kultury i nauki, większość zajęć uniwersyteckich prowadzona jest po francusku; ba, rząd używa często francuskiego. Prawda jest też taka, że nawet ministrowie mają problemy z arabskim, w tym sama minister edukacji Nuria Benghebrit. Zaproponowała ona, jako wyjście z tego językowego galimatiasu, wprowadzenie do użytku dariji, powszechnie używanego lokalnego dialektu, który łączy w sobie trzy wspomniane języki. No i ma tę zaletę, że wszyscy go znają, byłby więc miejscowym lingua franca. Nic dziwnego, że w popularnych serialach umówi się w dariji.
Panią minister i jej pomysł, jako zdradziecki, ostro zaatakowali islamiści, widząc w tym „robotę Mosadu”. Dodatkowo podpadła, gdy wdrożyła kroki dyscyplinarne przeciw nauczycielom, którzy przekonywali uczniów, że po arabsku rozmawiało się w raju. Trudno więc o wzajemne zrozumienie – i reformy raczej nie będzie, chyba że dialog udałoby się prowadzić w dariji.