Świat

Czarna seria rosyjskich ambasadorów

Anatolij Antonow Anatolij Antonow Artyom Korotayev / Tass

Czwarty, od grudnia zeszłego roku, rosyjski ambasador, który nagle umiera podczas pełnienia służby, to Mirgajas Szyriński – znaleziono go martwego kilka dni temu w posiadłości w sudańskim Chartumie. Wcześniej zamachowiec (twierdzący, że mści się za Aleppo) zastrzelił w Ankarze ambasadora Andrieja Karłowa, potem zmarł rosyjski ambasador w Indiach, a w marcu ambasadorem Rosji przestał być Witalij Czurkin, ponieważ zmarł na atak serca, chociaż tej przyczyny śmierci w oficjalnych dokumentach wcale nie wpisano.

Oprócz ambasadorów zmarło lub zginęło w dziwnych okolicznościach pięciu innych pracowników rosyjskiego korpusu dyplomatycznego. Począwszy od odpowiedzialnego za bezpieczeństwo konsulatu w Nowym Jorku Siergieja Kriwowa, który miał dostęp do tajnych dokumentów, a zginął 8 listopada, czyli w dniu, w którym Amerykanie wybierali prezydenta. W Moskwie zabito naczelnika departamentu Ameryki Południowej w rosyjskim MSZ, zmarł konsul w Kazachstanie i konsul w Grecji oraz były generał KGB i FSB, którego podejrzewano, że był źródłem dla autora raportu o związkach Donalda Trumpa z Rosją.

To zły znak w dyplomacji: wokół rosyjskich ambasad i ich pracowników jest w ogóle ostatnio bardzo głośno. Szczególnie od początku prezydentury Donalda Trumpa, kiedy wychodzi na jaw, że kolejni amerykańscy politycy i członkowie rodziny prezydenta spotykali się z rozmaitymi ważnymi Rosjanami albo z ambasadorem Siergiejem Kislijakiem, którego kilka dni temu zastąpił Anatolij Antonow. Ale Kislijak, choć zakończył misję w Waszyngtonie już ponad miesiąc temu, wciąż jest jednym z głównych bohaterów dochodzenia w sprawie domniemanej ingerencji Rosji w wybory prezydenckie w Stanach, i nie przestaje schodzić z pierwszych stron amerykańskich gazet. Co akurat w tym zawodzie zupełnie nie jest pożądane.

Polityka 35.2017 (3125) z dnia 29.08.2017; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 10
Reklama