Agnieszka Żądło: – Jeśli byłabym gejem w Czeczenii, co mogłoby mnie spotkać?
Jelena Kostiuczenko: – Kilka tygodni temu mogłaby pani zostać porwana przez czeczeńską policję. Potem trafia się do jednego ze specjalnych więzień przeznaczonych dla ludzi o orientacji homoseksualnej, gdzie jest się poddawanym torturom. Chwilowo czeczeńskie władze przestraszyły się jednak oczu całego świata zwróconych w ich stronę i zaprzestały zatrzymań. Pewnie do czasu. Ci, których złapano wcześniej, nadal siedzą w łagrach.
W jakich warunkach?
Niewiele wiemy, bo to tajne więzienia. Informacje mamy od uciekinierów. Aresztowani gnieżdżą się nawet w dwudziestoosobowych celach albo zamykani są w izolatkach. Bywają głodzeni. Nie dostają wody. Jeden z mężczyzn opowiadał mi, że mógł się napić tylko wtedy, gdy prosił o zgodę na odprawienie modlitwy. W islamie trzeba do niej umyć ręce i twarz. I wtedy więźniowie mogą ukradkiem zaczerpnąć kilka łyków wody. Nie pozwalano im też korzystać z toalety. Rozmawiałam z osobą, którą rażono prądem. Albo więźniom robi się korytarz. Tym stojącym w szpalerze daje się do ręki grube plastikowe rury albo gumowe węże i każe się im bić tego, który przez taką alejkę przechodzi.
W PRL nazywano to ścieżką zdrowia.
Pobicia są na porządku dziennym. Funkcjonariusze przemocą wymuszają zeznania. Więźniów zmusza się do tańczenia przed funkcjonariuszami, upokarzającego odzywania do siebie, rozbierania do naga. Na przykład, słyszałam, bito kogoś i pytano: jak masz na imię? I męczono go, dopóki nie wymyślił sobie kobiecego imienia. Podobne przypadki są bardzo szczegółowo opisane w raporcie Human Rights Watch. Ludzie, z którymi rozmawiałam, mówili, że nie same tortury były najstraszniejsze, lecz właśnie wszystko to, co odbywało się w sferze psychicznej.