Transmisje z pierwszych przesłuchań oglądało w telewizji blisko 2 mln Tunezyjczyków – jedna trzecia dorosłych mieszkańców kraju. Widzowie byli w szoku, choć przecież wielu doświadczyło osobiście nadużyć trwającej ponad dwie dekady dyktatury Ben Alego. Zmiotła go w 2011 r. pokojowa ludowa rebelia, która dała początek arabskiej wiośnie także w innych krajach regionu – Egipcie, Libii, Syrii.
W obecności telewizyjnych kamer poszkodowani opowiadali szczegółowo o aresztowaniach, wymuszeniach zeznań, torturach, pobiciach i gwałtach. Bliscy ofiar mówili o morderstwach i zniknięciach bez śladu członków swoich rodzin. Jeden z udręczonych, Sami Brahim, badacz akademicki, który udzielił wywiadu „New York Timesowi”, został zatrzymany 20 lat temu pod fałszywym zarzutem sympatii do radykalnych grup islamistycznych. Spędził za kratami 8 lat, gdzie systematycznie poddawano go torturom, m.in. o charakterze seksualnym. Nadzorował je sam naczelnik więzienia, którego nazwisko poznała teraz cała Tunezja.
Sprawiedliwość znaczy samobójstwo
W listopadzie 2016 r. utworzono w Tunezji Komisję Prawdy i Godności, której celem jest ujawnienie okrucieństw popełnianych przez rządzących w okresie długowiecznej dyktatury. Zdarza się, że – jak w przypadku zeznań Samiego Brahima – oprawcy potwierdzają zeznania ofiar i wkrótce sami staną przed komisją.
Opowiedziana publicznie prawda ma zaspokoić społeczne poczucie sprawiedliwości, a następnie przyczynić się do pojednania między dawnymi ofiarami i ich oprawcami. Sami Brahim twierdzi, że jest gotów wybaczyć prześladowcom, o ile wyznają swoje winy. Bo tu nie chodzi o zemstę na konkretnych ludziach – trybikach zbrodniczego systemu – lecz o ukazanie prawdy o samym systemie, oskarżenie go i publiczne potępienie.