W Europie chrześcijaństwo wraca do katakumb. Są wyjątki, ale taka jest tendencja. A w polityce trzeba być gotowym do kompromisów, wyglądających nieraz na zdradę wartości. Oto najnowszy przykład: legalizacja małżeństw homoseksualnych w Niemczech. Przeprowadzona w Bundestagu dzięki wolcie kanclerz Angeli Merkel, ewangeliczki, liderki chrześcijańskich demokratów (CDU), czyli chadeków. Czy więc porzucili oni już chrześcijańskie wartości? Przecież pani kanclerz mówiła otwarcie, że rozumie małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety. Mówiła, ale ma do wygrania wybory parlamentarne pod koniec września. Jej rywal socjaldemokrata Martin Schulz, słabnący w sondażach, znalazł słaby punkt Merkel. Zaczął naciskać.
Sztab Schulza śledzi sondaże: 80 proc. pytanych obywateli niemieckich jest za małżeństwami homoseksualnymi. Można na tym coś ugrać, pokazać wyborcom, że chadecy z Merkel tylko deklamują o prawach mniejszości, a w praktyce sprzyjają homofobii. W ten sposób opozycja mobilizowała społecznych progresistów do głosowania przeciwko chadekom. I raptem, przy okazji gali pisma kobiecego w Berlinie, Merkel oświadcza mediom, że sprawa małżeństw to kwestia sumienia. To oznaczało, że nie oczekuje od frakcji chadeków dyscypliny partyjnej w głosowaniu. Że woli się od gorącego kartofla uwolnić.
1.
Tak właśnie bywa w polityce realnej, pragmatycznej, niekierującej się ślepo ideologią czy doktryną, tylko bilansem strat i korzyści. Wolta pani kanclerz nie była przy tym tak szokująca jak może się wydawać katolikom w Polsce. W Niemczech są dwa wielkie Kościoły: rzymskokatolicki i ewangelicki (luterański). Ten ostatni nie ma problemu z małżeństwami dla wszystkich, dyscypliny konfesyjnej w tej sprawie nie narzuca.