Donald Trump zawdzięcza mu zwycięstwo w wyborach bardziej niż komukolwiek innemu. Jest przeciwieństwem gburowatego i narcystycznego prezydenta, i samą swoją obecnością w jego otoczeniu poprawia jego wizerunek. Pełni rolę jego najbliższego doradcy i jako członek rodziny wygląda na nieusuwalnego. Ale jego wpływy mogą słabnąć. Dał się wplątać w największy jak dotychczas skandal prezydentury Trumpa – głównie z braku politycznego doświadczenia. Podważa to famę o geniuszu 36-letniego Jareda Kushnera.
Zięć Trumpa, podobnie jak były już doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Flynn, w grudniu spotkał się z ambasadorem Rosji w Waszyngtonie Siergiejem Kisljakiem. Wiadomo było o tym od dawna, ale ostatnio wyszły na jaw nowe szczegóły. Kushner wcześniej dwukrotnie rozmawiał z Kisljakiem przez telefon, a pod koniec ub. roku spotkał się również z szefem rosyjskiego Wnieszekonombanku Siergiejem Gorkowem.
W czasie spotkania z Kisljakiem miał mu zaproponować utworzenie tajnego „kanału łączności” między Waszyngtonem a Moskwą, działającego poza normalnymi rządowymi liniami komunikacji. Ambasador był podobno zdumiony. Kongres, FBI, a ostatnio specjalny prokurator prowadzą dochodzenia w sprawie rosyjskich prób wpłynięcia na wynik amerykańskich wyborów. W ramach tzw. Kreml-gate badają, czy osoby z otoczenia Trumpa nie współdziałały z Rosjanami, którzy podczas kampanii wyborczej podrzucali WikiLeaks materiały z włamań do komputerów Partii Demokratycznej.
Biały Dom nie zdementował początkowo doniesień „Washington Post” i innych mediów o domniemanej propozycji tajnej linii. Z opóźnieniem rzecznik prezydenta oświadczył, że wyszła ona od Kisljaka, ale Moskwa tego nie potwierdziła.