Świat

Z Macronem będzie Polsce trudno, ale i tak lepiej niż z Le Pen

Zwycięstwo Macrona stworzy w Europie przestrzeń do nowego otwarcia. Zwycięstwo Macrona stworzy w Europie przestrzeń do nowego otwarcia. mat. pr. / Facebook
Nawet jeśli Warszawie nie do końca po drodze byłoby z Francją pod rządami Macrona, to i tak on będzie dla Polski znacznie lepszy niż Marine Le Pen.

Na ostatniej prostej we francuskich wyborach o fotel prezydenta walczy Marine Le Pen z nacjonalistycznego Frontu Narodowego i Emmanuel Macron, były minister gospodarki w rządzie Hollande’a i przywódca powołanego do życia zaledwie rok temu ruchu En Marche.

I o ile Le Pen jest populistką, wzbudza popłoch i zaniepokojenie w Unii, o tyle Macron jest w tym układzie gwarantem demokracji, która dzięki niemu nie zostanie podważona zarówno w samej Francji, jak i w całej Unii. Przy czym, jak tłumaczy Aleksander Smolar, politolog i prezes Fundacji Batorego, nie chodzi tylko o Francję. Bo zwycięstwo Le Pen z jej polityką i z jej ideologią oznaczałoby podważenie nie tylko istnienia strefy euro, ale też całej Unii – w większym stopniu, niż spowodował to Brexit.

Wielka Brytania nawet należąc do Unii, zawsze była oddalona od Wspólnoty, a Francja nie tylko jest krajem współtworzącym UE, ale też jest drugim najpotężniejszym krajem Europy kontynentalnej, więc gdyby jej przywódca podważał otwarcie europejską politykę, to oznaczałoby okres chaosu i prawdopodobnego rozpadu Unii Europejskiej.

Emmanuel Macron o Polsce

Zwycięstwo Macrona nie zamknie więc Francji. Wręcz przeciwnie, stworzy w Europie przestrzeń do nowego otwarcia, w którym każdy kraj Wspólnoty będzie mógł zająć pozytywne miejsce. Może też przełamie impas i coraz silniejsze europejskie tendencje do renacjonalizacji. Geopolitycznie więc, również z punktu widzenia Polski, lepiej byłoby, gdyby w Pałacu Elizejskim zasiadł Emmanuel Macron niż Marine Le Pen. Nawet jeśli pod jego rządami Paryżowi i Warszawie nie zawsze może być po drodze. Czego próbkę mieliśmy niedawno. Pod koniec kwietnia strajkującym pracownikom zakładów Whirpool, które zostaną zamknięte w Amiens i których produkcja zostanie przeniesiona do Łodzi, Macron powiedział, że jeśli zostanie prezydentem, opowie się za unijnymi sankcjami wobec Polski.

Jeszcze jako minister gospodarki (2014–2016) wprowadził przepisy o płacy minimalnej, które mocno odczuły m.in. polskie firmy transportowe. I to on, choć nie ma aż tak protekcjonistycznego programu jak Le Pen, to w sprawie zaostrzenia unijnych przepisów o delegowaniu pracowników i zwiększenia ochrony socjalnej kierowców po stronie Warszawy raczej stać nie będzie. To Macron też nie dalej jak kilka dni temu ustawił Jarosława Kaczyńskiego w jednym szeregu z Victorem Orbánem i Władimirem Putinem, nazywając panów przyjaciółmi i sojusznikami Le Pen. Uznał też, że wymienione kraje nie są „ustrojami otwartej i wolnej demokracji”. I mówił, że codziennie są u nas łamane swobody, a wraz z nimi europejskie zasady.

W kwestii Unii Francji Macrona i Polsce rządzonej przez PiS też nie do końca musi być po drodze. Macron popiera i chce zacieśnienia współpracy w Unii, ale stawia na większe sfederalizowanie i skupia się głównie na państwach strefy euro. Mówi o utworzeniu osobnego budżetu, z którego popłynęłyby pieniądze m.in. na kluczowe inwestycje i pomoc stolicom w tarapatach. Chce też większego zbliżenia i ujednolicenia polityki socjalnej oraz podatkowej państw euro. Planuje przywrócenie dyscypliny finansów publicznych w Paryżu, co zapewne przybliży go do Berlina.

Polska będzie musiała się opowiedzieć w sprawie UE

W pewnym sensie kontynuuje kurs obrany na spotkaniu w Wersalu, kiedy to przywódcy Francji, Niemiec, Hiszpanii i Włoch przymierzali się do Wspólnoty wielu prędkości. Albo Europy, którą coraz częściej opisuje się jako klub, wewnątrz którego istnieją różne okręgi, w ramach których zainteresowane państwa pogłębiają współpracę, nie tylko gospodarczą, ale również polityczną i administracyjną. Okręgi nie są zamknięte i elitarne, wręcz przeciwnie, zapraszają i są dostępne dla każdego zainteresowanego i spełniającego określone warunki państwa.

Dlatego jeśli lider En Marche rzeczywiście wygra wybory, to zmusi Polskę do jasnego zajęcia stanowiska w sprawie Unii. – Będziemy musieli się jasno opowiedzieć, czy chcemy być w Unii i uczestniczyć w życiu Wspólnoty, czy bardziej chcemy przeszkadzać – przekonuje Krzysztof Kilian, były prezes Polskiej Grupy Energetycznej, a dzisiaj członek rady nadzorczej spółki CD Projekt. I dodaje, że na pewno nasze warunki brzegowe ulegną zmianie. – Dzisiaj jeszcze możemy zachowywać się jak nieznośne dziecko, ale za chwilę nie będzie to już możliwe. Jak Francuzi dogadają się z Niemcami, to pozostałe kraje będą musiały się określić, jaką chcą odgrywać rolę wobec propozycji zmian w Unii Europejskiej, wstępnie zaproponowanych w Wersalu – przewiduje Kilian.

Wiele wskazuje na to, że jeśli Polska nie zmieni swojej postawy i nie otworzy się na współpracę, to sama się zmarginalizuje. – Będziemy wówczas nie w awangardzie, tylko w ariergardzie, będąc maruderami niemogącymi nadążyć za idącymi do przodu taborami – uważa Kilian. I zapewnia, że wówczas nikt otwarcie nas z niczego nie będzie wykluczał, będziemy uczestnikami UE na dotychczasowych zasadach. Zasada potencjalnych zmian omawianych w Wersalu nie dotyka żadnych z wartości, na których funkcjonuje dzisiejsza Unia Europejska. Jednak nie uczestnicząc w pracach liderów, tracimy możliwość wpływania choćby na zmiany w budżecie. Bez aktywnej roli i sojuszników trudno nam będzie w Unii bronić tego, co jest dla nas ważne.

Tym bardziej że gospodarczo z Francją Macrona też nie do końca możemy współgrać. I o ile wspólną walkę możemy podjąć w obronie dopłat dla rolników, na które w następnym wspólnym budżecie może być coraz mniej pieniędzy, to już w sprawie węgla kamiennego i odnawialnych źródeł energii Polska i Francja będą stały w Unii po przeciwnych stronach. Macron jest wielkim zwolennikiem wyeliminowania węgla jako źródła wytwarzania energii. Łatwo mu tak mówić, bo już dziś we Francji udział węgla w miksie energetycznym wynosi zaledwie 1 proc. Macron zapowiada więc, że na terenie Francji obowiązywała będzie technologia jądrowa, chociaż przy mniejszym procencie niż dziś, a powstałą lukę wypełnią odnawialne źródła energii.

Gdzie nam z Macronem jest po drodze?

Wspólne stanowisko Polska i Francja będą miały w sprawie NATO i sankcji wobec Rosji. Macron jest zdecydowanym zwolennikiem NATO, co różni go od Le Pen. Opowiada się też za utrzymaniem sankcji przeciwko Rosji i deklaruje, że zniesienie restrykcji może być dopuszczalne dopiero wtedy, gdy Rosja zacznie respektować porozumienia z Mińska. A jeśli w tej kwestii sytuacja się nie zmieni, Macron chce w czerwcu poprzeć przedłużenie sankcji. I w tej sprawie również różni się nie tylko od Le Pen, ale i od pozostałych kandydatów, którzy startowali w wyborach.

Czy to wystarczy, żeby stosunki polsko-francuskie nabrały za prezydentury Macrona rumieńców? Trudno powiedzieć, ponieważ sytuacja z zerwaniem w ostatniej chwili kontraktu na zakup francuskich caracali, atmosfera wokół tego wydarzenia, brak wyjaśnień i lekceważenie Francuzów nie zapewniają nam dobrej podstawy do budowania serdecznych stosunków. Aleksander Smolar twierdzi, że sprawa z caracalami bardzo na naszych dwustronnych stosunkach zaważyła i nadal będzie na nich ciążyć, niezależnie od tego, kto zostanie francuskim prezydentem.

Inicjatywy w odbudowie zrujnowanych relacji w Trójkącie Weimarskim, którego motorem była współpraca przywódców Polski, Francji i Niemiec, po stronie francuskiej, za sprawą Macrona, raczej nie możemy się więc spodziewać. – Wskazują na to poglądy i ostatnie wypowiedzi Macrona – mówi prof. Roman Kuźniar, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, dyplomata i były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego. Ale według niego problem leży po polskiej stronie, ponieważ zachowujemy się nieprzyjaźnie wobec samej Francji.

Kontrakt z caracalami miał nas włączać w europejskie konsorcjum zbrojeniowe, być ścieżką dojścia do wielkiej unijnej piątki (wtedy jeszcze z Wielką Brytanią). A zerwanie tego kontraktu to nie tylko biznes, ale i odwrócenie się od twardego europejskiego rdzenia. Dlatego, jak konkluduje prof. Kuźniar, zapewne po wyborach odbędzie się kurtuazyjne spotkanie dwóch prezydentów i później zapadnie głucha cisza.

Chociaż, jak twierdzi Krzysztof Kilian, trzeba to dzielić na dwa, bo na razie mieliśmy do czynienia z kampanią wyborczą, która przecież rządzi się swoimi prawami. Poza tym nic jeszcze dzisiaj do końca nie wiadomo. Niezależnie od wszystkiego z polskiej perspektywy i tak lepiej byłoby, gdyby prezydentem Francji został Macron. On przynajmniej, jak przypomina Kilian, daje nowe otwarcie, w którym można zająć pozytywne miejsce. – Ale czy tak się odbędzie, tego nie wiemy. Nawet jeśli Macron wygra, co też nie jest pewne do końca, to zobaczymy, co uda mu się zrealizować. Bo jedna rzecz to bycie prezydentem, a druga to posiadanie większości w parlamencie.

Dwa miesiące po wyborach prezydenckich są we Francji wybory parlamentarne. I wtedy zobaczymy, czy nowy prezydent Francji będzie w stanie zbudować koalicję, która zapewniłaby mu/jej sprawne rządzenie i zrealizowanie planów.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Andrzej Duda: ostatni etap w służbie twardej opcji PiS. Widzi siebie jako następcę królów

O co właściwie chodzi prezydentowi Andrzejowi Dudzie, co chce osiągnąć takimi wystąpieniami jak ostatnie sejmowe orędzie? Czy naprawdę sądzi, że po zakończeniu swojej drugiej kadencji pozostanie ważnym politycznym graczem?

Jakub Majmurek
23.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną