Świat

Dwie twarze Vućicia

Aleksander Vučić Aleksander Vučić Srdjan Stevanovic / Getty Images

Nowy prezydent Serbii ma za sobą nacjonalistyczną przeszłość, ale dziś chce wejść do Unii Europejskiej.

Wygrana Aleksandra Vučicia w pierwszej turze wyborów prezydenckich była możliwa dzięki poparciu starych wyznawców, ale także tych, którzy przez lata marzyli o Europie. To paradoks, bo o ile negocjacje z Brukselą rzeczywiście nabrały tempa dopiero w 2014 r., czyli wtedy gdy pełną władzę przejęła Serbska Partia Postępu (SNS) Vučicia, a on sam został premierem, to trzeba pamiętać, że SNS wywodzi się wprost od Serbskiej Partii Radykalnej Vojislava Szeszelija, skrajnego nacjonalisty, sądzonego przez Międzynarodowy Trybunał w Hadze. Sam Vučić też nie ma najlepszej przeszłości; zaczynał karierę jako zdeklarowany radykał i wyznawca Szeszelija, był posłem, sekretarzem partii i ministrem informacji w czasach Miloševicia. Jednak po drodze metamorfozę przeszedł zarówno Vučić, który w 2008 r. przystąpił właśnie do SNS i przeprosił za swoją przeszłość, jak i sama SNS, która teraz odcina się od swoich nacjonalistycznych korzeni.

Bruksela ma świadomość tego serbskiego paradoksu, ale jest w trudnym położeniu i dlatego negocjuje z Vučiciem i jego partią. To przecież Vučić wygrał dwukrotnie wybory parlamentarne, a teraz prezydenckie. To on dziś kreuje się na Europejczyka i on zbiera laury. W czasie kryzysu imigracyjnego, kiedy Serbia znalazła się w samym sercu szlaku bałkańskiego, z oburzeniem reagował na zamknięcie granicy przez Węgry, nazywając je „brutalnym i nieeuropejskim”. To wszystko przyspieszyło negocjacje. Nacjonaliści przez lata kwestionowali też niepodległość Kosowa. Unijnej dyplomacji udało się doprowadzić do załagodzenia napięć.

Polityka 15.2017 (3106) z dnia 11.04.2017; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 11
Reklama