Atak w Londynie to tragedia dla rodzin ofiar, ale także szok dla brytyjskiej tożsamości. Oto pięć mitów, które po zamachu w Londynie rozsypały się jak domek z kart.
Mit pierwszy: Brytyjskie służby są wszechpotężne i na pewno zapobiegną zamachom.
Aresztowania w Birmingham i Londynie mają pokazać brytyjskiej opinii publicznej, że służby czuwają, depczą po piętach terrorystom i śledzą aktywne komórki planujące ataki. Ale mit potęgi służb padł. Do tej pory brytyjskie MI5 miało opinię organizacji wszechpotężnej. Służba bezpieczeństwa infiltrowała komórki islamistów, po Londynie krążyły całą dobę zamaskowane wozy z brygadami antyterrorystycznymi, tysiące kamer filmowały i analizowały twarze oraz zachowania przechodniów dzięki specjalnym aplikacjom, a tysiące agentów śledziły podejrzanych. Niestety okazało się to złudzeniem, które w dobie terroryzmu „zrób to sam” prysło jak mydlana bańka.
Pięć minut, dwa wielkie noże i jedno (zapewne pożyczone) auto. Tyle – oprócz głowy pełnej fanatyzmu – trzeba, by uderzyć w brytyjski parlament, jeden z symboli cywilizacji Zachodu i demokracji.
Ataku w okolicach parlamentu dokonał „samotny wilk”, który działał sam. ISIS potwierdziła odpowiedzialność za zamach, ale nie oznacza to, że był to planowany atak członka „armii”. Fanatyczny, a sądząc po jego desperackiej szarży na parlament, zapewne także psychicznie niezrównoważony islamista był znany brytyjskim służbom MI5, ale nie znajdował się już na ich celowniku. Nie spodziewano się, że przygotowuje operację terrorystyczną.
Khalid Masood miał 52 lata – nietypowy wiek jak na terrorystę. Typowe jest to, że urodził się w hrabstwie Kent, wychował w Wielkiej Brytanii, mieszkał w East Midlands, więc wcale nie był imigrantem.
Jego życiorys również jest typowy dla całej „generacji” dzisiejszych terrorystów. Wykolejony życiowo, Masood był karany za różne przestępstwa, m.in. pobicia i zakłócenia porządku. Być może islamizmem zaraził się w więzieniu. W Londynie aresztowano partnerkę Masooda, która mogła być wspólniczką w zamachu, ale nie zostało to oficjalnie potwierdzone. Zamachowiec nigdy nie był skazany za przestępstwa terrorystyczne. Był badany przez MI5, ale uznano go za postać drugoplanową, nie przypuszczano, by planował jakiekolwiek akcje terrorystyczne czy był do nich zdolny. Fakt, że Państwo Islamskie uznaje go za żołnierza, nie oznacza, że to prawda. Wiele razy już tak bywało, że ISIS przyznaje się do zamachów, które tylko inspirowali, a nie organizowali.
Zamach w Londynie pokazał, że nawet sprytni i piekielnie sprawni organizacyjnie Brytyjczycy w dobie terroryzmu metodami domowymi nie mają patentu na spokój. Są tak samo zagrożeni terroryzmem jak Francuzi, Belgowie i Niemcy. To nie jedna iluzja, z której został odarty Albion.
Mit drugi: Kosmopolityczna, stosunkowo łagodna i tolerancyjna Anglia sprawia, że Państwo Islamskie traktuje ją jako swoistą bazę w Europie, której nie będzie przecież chciało zniszczyć.
Znów nieprawda. Pokój i tolerancja to najlepsza recepta przeciwko terroryzmowi, ale wcale nie panaceum. Merem Londynu jest muzułmanin, muzułmanie robią w Wielkiej Brytanii kariery i nie są obywatelami drugiej kategorii, religia jest szanowana. To oczywista droga do izolacji fanatyków w społecznościach muzułmańskich. Bo zwykle są to desperaci odreagowujący życiowe klęski w walce terrorystycznej inspirowani przez internetowe apele islamofaszystów.
Jednym z nich był (zginął w ubiegłym roku w Syrii) Mohammad Adnani, który już trzy lata temu zachęcał swoich sympatyków na całym świecie, by godzili w zachodnią cywilizację przy pomocy wszelkiej dostępnej broni, nawet „noża, samochodu i trucizny”. Takich fanatyków niewiele obchodzi mądra polityka, programy asymilacji ani tak naprawdę status ich społeczności. Ich działania nie są do końca racjonalne.
Oczywiście upadek tego mitu nie powinien prowadzić do wniosku, że każdy muzułmanin nosi w plecaku buławę terrorysty i nic już na to nie poradzimy. I na szczęście na Wyspach do takich wniosków wcale nie prowadzi.
Nawet konserwatywny „The Times” piórem swojego komentatora stwierdził nazajutrz po zamachu, że nie wolno wrzucać do terrorystycznego wora całych społeczności i nie powinno się zwiększać, przynajmniej nazbyt drastycznie, środków bezpieczeństwa, bo to rozjusza i jakby „wynagradza” terrorystów. „Business as usual” – radził „The Times”.
Mit trzeci: Wielka Brytania to kwitnący ogród cywilizacji zachodniej, w którym zwykły policjant nie musi nosić broni, bo wszyscy są dżentelmenami.
Kiedy zamachowiec islamista wpadł na teren parlamentu i zabił zagradzającego mu drogę policjanta, „Bobby” był nieuzbrojony (tak jak większość patrolujących ulice funkcjonariuszy). Anglia przestała być tu wyspą. Zapewne zwiększy się za jakiś czas liczba policjantów uzbrojonych w broń palną. Dawne czasy „szlachetnych przestępców” i policjantów nienoszących pałek ani pistoletów wyglądają z dzisiejszej perspektywy jak naiwna bajka dla dzieci.
Wielka Brytania straciła w środę resztkę tych dziecinnych iluzji. Kto wie, być może w kolejnych latach straci i następną: jest jednym krajem Europy, gdzie nie używa się dowodów osobistych, bo to wydaje się Wyspiarzom godzić w ich wolności osobiste.
Mit czwarty: Terroryści przyjeżdżają do Londynu z Syrii, Somalii i Jemenu. To główne zagrożenie, na którym trzeba się skupić.
Jeśli ktoś w to wierzył, po środowym ataku powinien stanowczo przestać. Terroryści rzadko przyjeżdżają na Wyspy z zagranicy, by knuć swoje zamachy w nowych, zakonspirowanych komórkach wśród reszty pozytywnie nastawionych do Królestwa muzułmanów kochających królową, frytki z rybą i leżaki w parkach.
Już zamachy siódmego lipca 2005 r. pokazały jak na dłoni, że terrorystami są zwykle młodzi ludzie wychowani w zachodniej kulturze i zbuntowani przeciwko niej. Sprawcami (przed z górą 11 laty) okazali się członkowie grupy młodych Brytyjczyków pochodzenia azjatyckiego, urodzonych i wychowanych na Wyspach.
O tej lekcji zapomniano, bo konkluzje byłyby zbyt niewygodne. Przypomniał o niej dopiero 22 marca kolejny terrorysta. Jak wszystko na to wskazuje, kolejny rodzimy mieszkaniec Zjednoczonego Królestwa, który najchętniej wysadziłby je w kosmos.
Mit piąty: Brexit i ograniczenie imigracji zwiększy wkrótce bezpieczeństwo Wielkiej Brytanii zalewanej przez niekontrolowane fale przybyszów.
Upadek tego mitu jest niepokojący dla konserwatystów, którzy uprawiają nacjonalistyczną propagandę. Ksenofobiczna, wręcz rasistowska kampania przed referendum w czerwcu 2016 r. zwolenników „Out” przyczyniła się także do budowania iluzji, że oto zbliża się epoka, gdy Brytania oddzielona od reszty Unii stanie się bezpieczniejsza. Mit rozsypał się w proszek, zanim się narodził. Wróg znowu uderzył „od wewnątrz”.
Większa izolacja od reszty Europy nie zapewni wcale Brytyjczykom większego bezpieczeństwa: fanatyczni islamiści karmieni propagandą ISIS będą planować akcje z mieszkań w brytyjskich miastach. Nie będą musieli przecież znikąd przyjeżdżać. Bariery na granicach, wizy i restrykcje niewiele tu zmienią. Brexit nie zmieni tego faktu: Wielka Brytania stała się częścią smutnego i nękanego problemami zglobalizowanego świata. Ucieczka do „raju” Brexitu to naiwna mrzonka, także w dziedzinie bezpieczeństwa.