Łukaszenka mruga do Zachodu, by rozluźnić związki z Rosją.
To hasło, które pojawiło się w białoruskim internecie. Jest nawiązaniem do Brexitu, kryptonimu brytyjskiego wychodzenia z Unii Europejskiej. Internauci chcą, by Białoruś też wyszła – z państwa związkowego, które współtworzy z Rosją. Atmosfera się zmienia, bo Alaksandrowi Łukaszence przestało się z Władimirem Putinem układać. Idzie o obawy, że Białoruś – z mniejszą łaskawością traktowana przez putinowską propagandę – może podzielić losy Ukrainy, stać się celem ekspansji i stracić resztki niezależności. Np. po jesiennych wspólnych wielkich manewrach białorusko-rosyjskich rosyjskie wojska mogą nie wrócić do domu. Chodzi też o pieniądze: kłótnię o dług za rosyjski gaz ziemny i pretensje o wysyłanie do Rosji europejskich towarów objętych embargiem, na czym Białoruś nieźle zarabia.
W kłopotach Łukaszenka robi to, co od dwóch dekad pozwala pozostawać mu najdłużej urzędującym europejskim prezydentem. Szuka pomocy gdzie indziej, zamiast rosyjskiej, kupi ropę irańską, pośredniczyć będzie m.in. Ukraina. Mruga do Zachodu, stąd też gotowość na zbliżenie z Polską, poluzował reżim wizowy dla obywateli 80 państw. Odkręca śrubę i pozuje na demokratę. Milicja już nie rozpędziła największych od siedmiu lat antyrządowych demonstracji – 5 tys. osób protestowało w głównych miastach przeciw tzw. podatkowi od nieróbstwa (kto nie pracuje ponad pół roku, musi zapłacić równowartość prawie tysiąca złotych).
O cieplenie jest tak duże, że środowiska demokratyczne, chwilowo przy uchu prezydenta, który chętnie się z nimi spotyka, proponują nawet jakiś okrągły stół. Pałac Prezydencki w Warszawie nie wyklucza, że jeśli zajdzie potrzeba, w grę wchodzi użyczenie polskiego mebla.