Żaden z ataków terrorystycznych w USA nie został przeprowadzony przez obywateli wspomnianych krajów muzułmańskich – tak w piątek uznał James Robart, sędzia federalny z Seattle. I zablokował prezydencki dekret o zakazie wjazdu do Ameryki dla obywateli siedmiu w większości muzułmańskich krajów, który Donald Trump z werwą podpisał dzień po zaprzysiężeniu. Sędzia Robart – mianowany na to stanowisko przez George’a W. Busha! – upomniał prezydenta, że jego rozporządzenia „muszą się opierać na faktach, a nie na fikcji”.
Biały Dom nazwał orzeczenie Robarta „oburzającym”. Trump w swoim tweecie napisał, że „opinia tak zwanego (sic!) sędziego jest śmieszna i będzie unieważniona”. Jednak już następnego dnia administracja spuściła z tonu. Minister bezpieczeństwa kraju, mianowany przez Trumpa emerytowany generał John F. Kelly, zawiesił realizację rozporządzeń zakazujących wjazdu uchodźcom. Jednocześnie Departament Stanu ogłosił, że cofa decyzję unieważniającą prawie 60 tys. wiz, na podstawie których obcokrajowcy z Bliskiego Wschodu wybierali się do USA. Ekipa Trumpa zrobiła zatem krok do tyłu, zresztą już nie pierwszy.
Pod wpływem coraz liczniejszych pozwów sądowych kilka sądów federalnych i prokuratur stanowych już wcześniej wstrzymało wykonanie rozporządzenia antyuchodźczego w odniesieniu do poszczególnych osób, zezwalając np. na wjazd do USA posiadaczom kart stałego pobytu, których dekret, z oczywistym naruszeniem prawa, też nakazywał nie wpuszczać. Czy to więc oznacza, że Ameryka obroni się przed Trumpem?
Stany Zjednoczone wraz z zaprzysiężeniem swojego 45. prezydenta rozpoczęły ekstremalny eksperyment, na którego wyniki czeka zapewne cały Zachód.