Liceum w Ciudad Guzman, stutysięcznym mieście na południu Meksyku, dwa tygodnie po wyborach w USA. – Co sądzicie o Donaldzie Trumpie? – pytam kilkudziesięcioosobową grupę uczniów w wieku 15–18 lat. Chętnie zgłaszają się do odpowiedzi. Padają słowa: okropny, ignorant, nienawiść, rasizm. Jeden z uczniów wyraża nadzieję, że Amerykanie nie dopuszczą, by dotrwał do końca swojej kadencji. – Szybko dostrzegą – mówi nastolatek – że jest niekompetentny, i go odwołają. Jest zasmucony, gdy mówię, że obywatele nie mogą prezydenta odwołać – może to zrobić tylko Kongres.
Antybohater popkultury. Młody wykładowca – inżynier z uniwersytetu w Guadalajarze – nie jest tak powściągliwy w słowach: obrzuca Trumpa wulgaryzmami. – Nienawidzimy go – mówi. Ale od nienawiści więcej wdzięku ma ludowy humor. W pawilonach handlowych w centrum można kupić pińaty – gliniane naczynia z podobizną Trumpa; w środku są słodycze, lecz żeby się do nich dostać, naczynie trzeba rozbić. Jest też zabawka balero: figurka Trumpa połączona za pomocą sznurka z kołkiem; zabawa polega na podrzucaniu figurki i nadziewaniu jej na kołek.
Reporter „New York Timesa” natrafił w stanie Chihuahua na bar, w którym oferuje się tradycyjne tacos „Donald Trump”: zawierają świński ryj, krowi ozór i kawałek móżdżku. Na Trumpa zareagował też język meksykańskiej ulicy. Pojawił się czasownik trumpear, który może oznaczać zarówno „zabawę w Trumpa” (przez założenie maski z jego podobizną), jak i uderzenie kogoś w twarz. Reporterka Carolina Rocha wyjaśnia na Twitterze, że trumpear może znaczyć demonizowanie (rywala), dzielenie (ludzi) i zastraszanie w kampanii wyborczej.