To jest jak radio. Po prostu się nastrajasz – Bryndís Pétursdóttir z wioski Laugar na północy Islandii pije mocną kawę w domu, przez którego szczeliny orkan przeciska się śpiewnie drugą dobę. – Jest ich trzech, mają nie więcej niż metr wzrostu, uśmiechnięte twarze i długie brody. Oskar, ten w niebieskiej czapce, zawsze dużo gada i jest najbardziej ruchliwy. Dwaj pozostali, Dyggi i Thórdid, to bracia. Wszyscy trzej noszą koszule z krótkimi rękawami i kamizelki.
Bryndís Pétursdóttir ma 46 lat i widzi elfy. Wyrosła w Reykjaviku przy szklarni, gdzie mieszkały, a że już jako dziecko była w bliskim kontakcie z naturą, to też ukazywały się właśnie jej. Jako 20-latka odkryła u siebie dary uzdrawiania i jasnowidzenia, zgłębiała je więc na studiach w Anglii, a potem osiadła właśnie tutaj, w wiosce, przez którą zazwyczaj tylko się przejeżdża w drodze do turystycznych miejscowości Mývatn albo Húsavik.
– Kiedy się tu przeprowadziłam i wyszło na jaw, że widzę więcej, mieszkańcy opowiedzieli mi o kamieniu – wspomina. To podobno tutaj typowe, że kiedy pojawia się ktoś nowy, zaraz ludzie wypytują go, co umie, i sami szybko decydują, na co może się przydać. Sąsiedzi zachęcali ją więc, żeby poszła i poznała się z elfami, bo dotychczas tylko dzieci z wioski miały z nimi kontakt. – No i tak chodzę już 16 lat – Bryndís uśmiecha się szeroko, patrząc prosto w oczy, tak że nie wypada spuszczać wzroku.
Elfy z Laugar mają trzysta lat i mieszkają przy kamieniu oddalonym o kilkanaście minut spacerem pod górkę od jej domu. Pétursdóttir to znaczy córka kamienia.
•
Jeszcze w XIX w. w elfy wierzono w całej Skandynawii, jednak do dziś ta wiara przetrwała jedynie w Islandii, na tej słabo zaludnionej wyspie (103 tys.