Świat

Elfia struktura

Cała Islandia wierzy w elfy

Z siłami natury jeszcze nikt na Islandii nie wygrał. Z siłami natury jeszcze nikt na Islandii nie wygrał. Ilona Wiśniewska / Polityka
Na Islandii każdy ma jakieś doświadczenie z elfami, nawet jeśli wątpi, że w ogóle istnieją. Chodzą słuchy, że ostatnio zaopiekowały się one tutejszymi piłkarzami i politycznymi anarchistami spod pirackiej flagi.
Bryndis obok kamienia, przy którym mieszkają elfy.Ilona Wiśniewska/Polityka Bryndis obok kamienia, przy którym mieszkają elfy.
Dla przybysza to tylko głaz, dla Bryndis – źródło ciepła, spokoju i energii.Ilona Wiśniewska/Polityka Dla przybysza to tylko głaz, dla Bryndis – źródło ciepła, spokoju i energii.
W wielu ogródkach lub ścianach tutejszych domów tkwią kamienie o specjalnej mocy.Ilona Wiśniewska/Polityka W wielu ogródkach lub ścianach tutejszych domów tkwią kamienie o specjalnej mocy.
Svenborg bawił się z elfem jako dziecko, teraz wyczekuje kolejnego spotkania.Ilona Wiśniewska/Polityka Svenborg bawił się z elfem jako dziecko, teraz wyczekuje kolejnego spotkania.
Górujący nad Reykjavikiem kościół Halgrimskirkja, drugi najwyższy budynek w kraju.Ilona Wiśniewska/Polityka Górujący nad Reykjavikiem kościół Halgrimskirkja, drugi najwyższy budynek w kraju.
Anna i Bjarki pobrali się w kościele, mimo że żadne z nich nie wierzy w Boga – tak się to tutaj powszechnie robi.Ilona Wiśniewska/Polityka Anna i Bjarki pobrali się w kościele, mimo że żadne z nich nie wierzy w Boga – tak się to tutaj powszechnie robi.

To jest jak radio. Po prostu się nastrajasz – Bryndís Pétursdóttir z wioski Laugar na północy Islandii pije mocną kawę w domu, przez którego szczeliny orkan przeciska się śpiewnie drugą dobę. – Jest ich trzech, mają nie więcej niż metr wzrostu, uśmiechnięte twarze i długie brody. Oskar, ten w niebieskiej czapce, zawsze dużo gada i jest najbardziej ruchliwy. Dwaj pozostali, Dyggi i Thórdid, to bracia. Wszyscy trzej noszą koszule z krótkimi rękawami i kamizelki.

Bryndís Pétursdóttir ma 46 lat i widzi elfy. Wyrosła w Reykjaviku przy szklarni, gdzie mieszkały, a że już jako dziecko była w bliskim kontakcie z naturą, to też ukazywały się właśnie jej. Jako 20-latka odkryła u siebie dary uzdrawiania i jasnowidzenia, zgłębiała je więc na studiach w Anglii, a potem osiadła właśnie tutaj, w wiosce, przez którą zazwyczaj tylko się przejeżdża w drodze do turystycznych miejscowości Mývatn albo Húsavik.

– Kiedy się tu przeprowadziłam i wyszło na jaw, że widzę więcej, mieszkańcy opowiedzieli mi o kamieniu – wspomina. To podobno tutaj typowe, że kiedy pojawia się ktoś nowy, zaraz ludzie wypytują go, co umie, i sami szybko decydują, na co może się przydać. Sąsiedzi zachęcali ją więc, żeby poszła i poznała się z elfami, bo dotychczas tylko dzieci z wioski miały z nimi kontakt. – No i tak chodzę już 16 lat – Bryndís uśmiecha się szeroko, patrząc prosto w oczy, tak że nie wypada spuszczać wzroku.

Elfy z Laugar mają trzysta lat i mieszkają przy kamieniu oddalonym o kilkanaście minut spacerem pod górkę od jej domu. Pétursdóttir to znaczy córka kamienia.

Jeszcze w XIX w. w elfy wierzono w całej Skandynawii, jednak do dziś ta wiara przetrwała jedynie w Islandii, na tej słabo zaludnionej wyspie (103 tys. km kw., ok. 330 tys. mieszkańców) pośrodku północnego Atlantyku. W „Eddzie poetyckiej”, głównym źródle mitologii skandynawskiej, czytamy, że stworzenia te zamieszkiwały jeden z dziewięciu światów, czyli Àlfheim, były odpowiedzialne za urodzaj i dobrobyt. Jedna z sag mówi, że elfy są dziećmi Adama i Ewy, które ci ukryli przed Bogiem, kiedy odwiedził ich na Ziemi. Były brudne, więc nie chcieli ich pokazywać, a to tak rozgniewało Stwórcę, że za karę postanowił schować to, co ludzie schowali przed nim. Lecz kara boska nie pozbawiła ich wolnej woli, więc elfy same mogą decydować, komu się ukazują.

Sagi sagami, ale wiara w elfy ma na Islandii realny wpływ na funkcjonowanie państwa. 10 lat temu oficjalne dane mówiły o ponad 60 proc. Islandczyków wierzących w małych opiekunów, przy czym nie miał znaczenia wiek, płeć ani wykształcenie wierzących. Islandczycy natomiast przyznają, że dzielą się na dwie grupy: tych, którzy rzeczywiście mają kontakt z elfami, i tych, którym brak argumentów na to, że ów kontakt jest niemożliwy.

Nie tak dawno świat obiegła informacja, że islandzki sąd zakazał budowy drogi łączącej Reykjavik z półwyspem Alftanes, bo to wpłynęłoby negatywnie na kościół elfów znajdujący się w tamtej okolicy. Takich kościołów po drodze mija się wiele, mieszkańcy wiosek zawsze umieją wskazać ten znajdujący się najbliżej, przy czym trudno powiedzieć, dlaczego dany kamień ma, a inny nie ma specjalnych właściwości. To się po prostu wie, a wiedzę przekazuje kolejnym pokoleniom. Dobrze więc znać topografię sił wyższych na danym terenie, bo nieraz już się zdarzyło, że leżący na trasie budowy drogi kamień wysadzano w powietrze, a zaraz potem kierowca ciężkiego sprzętu złamał nogę, postradał zmysły albo umarł w niejasnych okolicznościach.

Przy okazji wstrzymania budowy drogi Terry Gunnell, profesor folklorystyki na Uniwersytecie Islandzkim, mówił w wywiadzie dla „The Independent”: „To jest kraj, w którym wiatr może cię powalić jednym podmuchem, i gdzie zapach siarki ciągle przypomina, że kilka metrów pod stopami masz żywy ogień. Wszyscy wiedzą, że ten ląd żyje, i być może historie o niewidocznych istotach i o tym, żeby z nimi współpracować, budzą refleksję, że ziemia po prostu wymaga szacunku”.

Nauczeni doświadczeniem projektanci i budowlańcy coraz częściej korzystają z pomocy takich osób jak Bryndís, bo rozsądniej zawczasu zapytać elfy o pozwolenie, niż budować bez opamiętania. Jeśli bowiem droga rzeczywiście musi powstać, to one się przeniosą. Elfom wszak też zależy na rozwoju, ważne tylko, żeby planować rozsądnie i nie zakłócać naturalnego przepływu energii między kamieniami, które na całej wyspie tworzą dobrze zorganizowaną sieć. Córka kamienia dba właśnie o to, żeby żadna inwestycja nie przerwała tej sieci. Z siłami natury jeszcze nikt nie wygrał.

– Tutaj niedaleko kilka lat temu jeden facet kupił dom – Bryndís opowiada łagodnym głosem zbliżonym do szeptu, przez co wicher świszczący w szparach domu bez trudu ją zagłusza. – Wszyscy poza nim wiedzieli, że w jego ogrodzie jest specjalny kamień, ale on w tym miejscu właśnie chciał zbudować parking. Przesunął więc głaz w inne miejsce ogrodu i odtąd nie mógł wraz z żoną zasnąć przez dobry tydzień. Dopiero jeden z sąsiadów zobaczył, co się stało, i wyjaśnił mężczyźnie, że kamień musi wrócić na swoje miejsce. Bryndís śmieje się, że gospodarz nigdy wcześniej nie wierzył w elfy, a teraz pęka z dumy, że te wybrały właśnie jego posesję.

Jeszcze nie tak dawno elfy były też w Polsce, zapewnia rozmówczyni. Wycofały się jednak przed hałasem, betonem i słupami wysokiego napięcia. Czasem pojawiają się jeszcze w tych bardziej dzikich ostępach Europy, ale coraz ich mniej, coraz są nędzniejsze. Te, które spotkała na przykład w Hiszpanii, nie miały bród, były chude, miały długie ramiona i zapadnięte twarze.

Nasz kraj to idealne miejsce, bo tutaj nikt nikomu nie narzuca sposobu myślenia – mówi Bryndís. – Jest tu zarówno miejsce dla Boga, jak i dla elfów.

Chrześcijaństwo przywędrowało na Islandię z Norwegii i zostało przyjęte pokojowo na sejmie, althingu. Jak podaje „Saga o chrystianizacji Islandii” – wspominana w przedmowie do polskiego wydania „Eddy poetyckiej” – kiedy mężowie zasiadający w sejmie mieli przyjąć chrzest, stwierdzili, że woda w przepływającej rzece jest za zimna, wykąpali się więc w gorących źródłach po drodze do domów, dzięki czemu potem mogli nadal czcić swoich wcześniejszych bogów, byle się to tylko nie działo oficjalnie.

Bryndís wierzy i w Boga, i w elfy. Jeśli jednak przyszłoby jej prosić o pomoc, to zawsze najpierw zwróci się do tych trzech z kamienia, bo są stąd i wiedzą, czego jej potrzeba.

– Oczywiście, że nie wierzę w Boga – mówi Anna Mjöll Guđmudsdóttir, 40-latka z Reykjaviku, doktorantka badająca sposoby prowadzenia zrównoważonej turystyki w kraju o ciągłym naporze przyjezdnych. – Dlaczego miałabym wierzyć w coś, co jest w niebie, skoro stoję na ziemi? – zastanawia się, prowadząc terenowy samochód po drodze nr 1 okalającej wyspę, na której teraz wiatr o prędkości 144 km/godz. ustawia przestrzeń po swojemu, a mijane po drodze stada koni odwracają się do niego zadami. – Nie wierzę, że coś innego poza przyrodą może mieć wpływ na moje życie. Nasi politycy myślą podobnie, głosujemy więc na tych, którzy mają szacunek do natury.

Anna, jak i wielu jej przyjaciół, głosowała na Partię Piratów, na czele której stoi charyzmatyczna Birgitta Jónsdóttir, nazywana w kraju poetiker (z połączenia słów poeta i polityk). W jesiennych wyborach parlamentarnych w 2016 r. ugrupowanie, opowiadające się za wzmocnieniem praw obywatelskich i bezpośrednią demokracją, a złożone z artystów i anarchistów, zajęło trzecie miejsce, zdobywając 10 mandatów. – Jestem pewna, że elfy też by głosowały na piratów, ale są zbyt mądre, żeby w ogóle uprawiać politykę.

Anna pochodzi z Hafnarfjörður, zwanego miastem elfów, tuż obok Reykjaviku. Gimnazjum, do którego chodziła, zbudowano na elfich skałach i nikogo to nie dziwiło, wręcz przeciwnie, rodzice byli spokojni, że dzieciom nie stanie się krzywda.

Skały są smukłe i gładkie, Anna mówi, że tu na Islandii po pierwszym spojrzeniu wiadomo, w których kamieniach mogą mieszkać elfy. Na potrzeby turystów czasem do wybranych przyczepia się małe drzwiczki, ale to tylko po to, żeby przywiezione z wakacji zdjęcia nie przedstawiały niczym niewyróżniającego się głazu. Powszechnie wiadomo, że kamień dla elfa to kamuflaż, że ważne jest to, co się wokół niego odczuwa. Od strony geologicznej taka skała niczym się nie wyróżnia.

– Ja w św. Mikołaja przestałem wierzyć kilkadziesiąt lat temu i odtąd wierzę głównie w siebie – mówi Bjarki Friis, mąż Anny, z wykształcenia geolog, a na co dzień pracownik Instytutu Meteorologicznego w Reykjaviku. To, że kilka lat temu para pobrała się w uroczym kościółku w centrum Hafnarfjörður, nie ma nic do rzeczy, bo – jak mówią – kościołów na Islandii jest dużo i są użyteczne, ale głównie po to, żeby wziąć ślub albo wyprawić pogrzeb. W dobrym tonie jest nie pokazywać się tam zbyt często, bo to znak, że coś jest z człowiekiem nie tak i że potrzebuje pomocy.

– W niebo warto spoglądać tylko po to, żeby zobaczyć, czy pogoda się zmienia – mówią zgodnie. Przy dużym wietrze zmienia się z minuty na minutę, kłębowisko chmur przetacza się nad stolicą, a kiedy Bjarki odczytuje w radiu raport pogodowy, w oddali biją dzwony górującego nad Reykjavikiem kościoła Halgrímskirkja, drugiego pod względem wysokości budynku na Islandii.

– My tutaj czasem nie chcemy mówić o elfach, bo wstydzimy się, że to głupie, bo nikt inny w Europie w nie nie wierzy – mówi Svanberg, przystojny 50-latek, w oddalonym o dwie godziny drogi na północ od Reykjaviku Borgarnes. Jako kilkulatek przez kilka dni bawił się we własnej szafie z elfem, a potem zapomniał o tym na przeszło 30 lat.

Wspomnienia wróciły nagle, kiedy mężczyzna był właścicielem dużej międzynarodowej firmy, żył – jak mówi – na autopilocie i pewnego dnia dowiedział się, że jego wspólnik umarł na zawał. To był punkt zwrotny, który skierował życie na inne tory. Svanberg sprzedał udziały w firmie, zaczął regularnie praktykować jogę i nie raz poddał się już hipnozie, by przypomnieć sobie twarz przyjaciela z szafy. Jak dotychczas pamięta tylko, że ten miał czapkę i był niewiele wyższy od niego.

Drugą połowę życia Svanberg przeznacza na przygotowania do kolejnego spotkania i – jak sam przyznaje – nigdy nie był szczęśliwszy. Odpuszcza nadgodziny, bo elfy nie przychodzą do pracoholików, którym się wydaje, że mają kontrolę nad własnym życiem.

Kamień za domem Bryndís Pétursdóttir nie wyróżnia się niczym szczególnym. Placki kolorowych porostów i chropowata powierzchnia. Jego fragment pokazywano nie tak dawno w Madrycie na sympozjum poświęconym mocom natury, jako klasyczny przykład elfiej struktury. Dla przyjezdnego to tylko kawałek skały wystającej ze śniegu. Dla Bryndís to źródło ciepła, spokoju i czerpak energii.

– Elfy oczyszczają mi głowę – mówi Bryndís, siedząc obok kamienia kolejnego dnia rano, kiedy wiatr na chwilę cichnie. – Nigdy nie mówią mi, co zrobić, ale odwaga, którą od nich dostaję, pozwala mi łatwiej podejmować decyzje. Zawsze kiedy wracam od kamienia, mój mąż pyta tylko: no i co powiedziały?

Mąż Bryndís wierzy w elfy, ale ich nie widzi. Mają czworo dzieci i tylko jeden z synów, ośmiolatek, ma wśród nich przyjaciół. Zazwyczaj bawią się przy kamieniu, ale zdarza się też, że jego elf schodzi tu, na dół, do wioski.

– Mój mąż jest starszy ode mnie o 21 lat, urodził się w 1949 r., tu w tej dolinie, w ziemiance – Bryndís siedzi obok kamienia już któryś kwadrans i nie wygląda, żeby marzła. – To naprawdę niedawno, kiedy jeszcze byliśmy fizycznie związani z ziemią. Owce i krowy mieszkały w domu obok. Wszystko było połączone. Dziadkowie mojego męża opowiadali, że jeśli któreś z dzieci albo zwierząt było chore, pierwszą rzeczą, którą robili, było zwrócenie się o pomoc do elfów. W promieniu kilkuset kilometrów nie było ani lekarza, ani apteki, ratunek przychodził więc z natury.

Bryndís uważa, że Islandia to nie tylko wysokie góry, ale przede wszystkim energia, która tu przyciąga, moc, której nie ma nigdzie indziej. Zwraca uwagę, że na tak małą liczbę mieszkańców kraj ten może się poszczycić imponującą grupą znanych w świecie artystów (ostatnio również w roli szanowanych polityków) oraz wybitnych piłkarzy (po sukcesach Islandczyków na Euro 2016 mówiono nawet, że niektórzy z nich to elfy, bo szybko biegać nauczyli się od wiatru).

Często zdarzają się ludzie sceptycznie do mnie nastawieni, ale mam do nich wielki szacunek, bo jeszcze 10 lat temu sama nie byłam gotowa, żeby zrozumieć pewne rzeczy. Czas każdego przychodzi, kiedy ma przyjść – mówi, zostawiając kamień samemu sobie na kolejne dni. Chwilę później silny wiatr zasypuje pyłem ślady jej butów.

Tekst i fotografie Ilona Wiśniewska

Polityka 2.2017 (3093) z dnia 10.01.2017; Na własne oczy; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Elfia struktura"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną