Zgodnie z przewidywaniami Moskwa zareagowała niezadowoleniem na wiadomość, że Polska stanie się pierwszym zagranicznym posiadaczem pocisków samosterujących JASSM-ER.
Transakcja o znaczeniu tyleż politycznym, co militarnym da polskim siłom powietrznym zdolność rażenia strategicznych celów w Rosji spoza zasięgu jej systemów przeciwlotniczych.
Polska kupuje pociski samosterujące JASSM-ER jako pierwsza
To musiało zaboleć Władimira Putina: Stany Zjednoczone Polsce jako pierwszej na świecie sprzedają pociski samosterujące powietrze-ziemia o zasięgu tysiąca kilometrów. Oczywiście, z punktu widzenia Moskwy nie ma żadnego problemu, gdy Rosja łamiąc traktat INF, buduje skrzydlate pociski o znacznie większym zasięgu. Problem powstaje, a nawet zagrożenie dla bezpieczeństwa międzynarodowego, tylko wtedy, gdy nowoczesne systemy uzbrojenia trafiają w ręce – w kremlowskiej optyce – niepowołane.
W Polsce przyzwyczailiśmy się przez ostatnie kilka lat, nawet przed atakiem Rosji na Ukrainę, by kreślić na mapach czerwone okręgi, wyznaczające zasięgi rosyjskich systemów rakietowych czy to balistycznych, czy tp samosterujących. I tak pewnie każdy, kto interesuje się bezpieczeństwem, zna zasięg Iskanderów rozmieszczonych w Obwodzie Kaliningradzkim, czy Kalibrów, przewożonych na pokładach stosunkowo niewielkich korwet rakietowych.
Niestety, balistyczne Iskandery są w stanie sięgnąć 2/3 terytorium Polski. Kalibry, jeśli miałyby być wystrzelone z Bałtyku, aż do Francji. Już jednak w końcu 2014 roku Polska mogła w tej informacyjnej wojnie na zastraszanie czymś odpowiedzieć. Wtedy kupiliśmy – po trwających rekordowo krótko negocjacjach – pierwszą partię pocisków JASSM, w podstawowej wersji, o zasięgu 370 km. Nasze niebieskie okręgi (trzymając się wojskowych oznaczeń blue force – sił własnych) zaczęły zachodzić na rosyjskie terytorium, właśnie Obwodu Kaliningradzkiego.
Pociski JASSM do niszczenia strategicznych obiektów
Teraz, po zawarciu kolejnej transakcji na pociski o prawie trzykrotnie większym zasięgu, możemy owe niebieskie okręgi przesunąć dużo dalej wgłąb granic Federacji Rosyjskiej. Tak by pokazać pewną zdolność, która służy przede wszystkim odstraszaniu. Biorąc pod uwagę nasze uwarunkowania – strategicznemu. Bo nawet jeśli – co nie jest tajemnicą w kręgach lotniczych – na wypadek kryzysu i wojny nasze F-16 zostaną przebazowane na zachód Europy, będą w stanie przy pomocy pocisków JASSM-ER beez większego problemu dosięgnąć celów w Rosji.
Jakich celów? Pociski JASSM przeznaczone są do niszczenia obiektów o strategicznym znaczeniu. Każdy taki pocisk przenosi ważącą prawie pół tony głowicę penetracyjną (wyłącznie konwencjonalną, w przeciwieństwie do możliwości rosyjskich pocisków tej klasy), która umożliwia precyzyjne trafienie, z metrową dokładnością.
W zasięgu tych pocisków znajdą się więc stałe stacje radarowe, ośrodki dowodzenia – nawet umocnione, jednostki rakietowe i przeciwlotnicze zlokalizowane w zachodnim okręgu wojskowym Rosji. W sytuacji absolutnie skrajnej instalacje przesyłowe energii z dwóch elektrowni jądrowych: smoleńskiej i północno-zachodniej na zachód od St. Petersburga. Cały czas mowa wyłącznie o odstraszaniu, takich szachach, tylko rodzących realne konsekwencje.
Ile kosztuje nas partyjka takich szachów?
Kontrakt na 38 sztuk (plus dwa szkolne) bazowych JASSM-ów z 2014 r. miał wartość 250 mln dol. – licząc wełlug obecnego kursu ponad miliarda złotych. Obecny, na podobną liczbę pocisków o wydłużonym zasięgu, 940 mln zł (dane MON). Obie uwzględniają modyfikację oprogramowania misji bojowych naszych F-16, by samoloty były w stanie zrzucać te pociski.
Dwa lata temu przetoczyła się przez kraj medialna debata, której hasłem było mniej więcej to, że Amerykanie chcą nas oskubać, wykorzystując sytuację polityczną (kontrakt zawierano ponad pół roku po agresji Rosji na Ukrainę). Teraz ci sami Amerykanie nam jako pierwszym sprzedają pociski o trzykrotnie większym zasięgu w cenie, jeśli przeliczać na sztuki, nieco niższej.
Dla porównania: za nieco niższą cenę MON zakupił niedawno 1300 pocisków przeciwlotniczych bliskiego zasięgu Piorun produkcji krajowej. Jeszcze tańsze były systemy artyleryjsko-rakietowe Pilica dla osłony baz lotniczych. Ale to wszystko broń defensywna, pozwalająca od biedy (bo mały zasięg i niski pułap) zestrzelić samolot wroga, gdy już nadleci. Do tej pory to JASSM i JASSM-ER mają być naszymi jedynymi sposobami na wykonanie bardzo ograniczonego uderzenia odwetowego. I to w czasie przyszłym, bo dostawy JASSM-ów to kwestia przyszłego roku, a JASSM-ER pojawią się pod skrzydłami naszych F-16 zapewne nie wcześniej niż w 2019 r.
Czy Rosja ma się czego bać?
W kategoriach odstraszania Rosjanie dominują nad Polską i europejską częścią NATO. W kategoriach wojennych, o ile nie zdecydowaliby się na szybką eskalację nuklearną, maja przewagę w siłach konwencjonalnych w regionie.
Przez ostatnie 20 lat rozwijali systemy rakietowe i pocisków samosterujących, do których NATO nie przykładało zbytniej wagi. Dość powiedzieć, że tylko USA dysponują systemami pocisków samosterujących dalekiego zasięgu, dobrze znanym Tomahawkiem i ALCM. Ale ich nie udostępniają zbyt swobodnie. Nieco mniejszą wersją, na razie wyłącznie lotniczą, jest właśnie JASSM-ER. Europejczycy mają pociski o mniejszym zasięgu: KEPD350, Scalp, Storm Shadow. JASSM-ER góruje nad tymi trzema nie tylko zasięgiem, ale i właściwościami stealth, czyli trudniejszą wykrywalnością.
Dla rosyjskich radarów JASSM-ER byłby z pewnością wyzwaniem. Ale Polska kupuje zaledwie kilkadziesiąt sztuk – to raczej symbol ambicji niż rzeczywiste zagrożenie. W dodatku nie posiadamy na razie suwerennego systemu rozpoznania satelitarnego i lotniczego dalekiego zasięgu. Możemy więc co najwyżej wpisać na listę celów to, co istnieje, jest rozpoznane i nie można tego przenieść.
Kupno przez Polskę pocisków JASSM-ER ma więc póki co znaczenie raczej polityczne. USA demonstrują w ten sposób wobec Rosji wolę wyposażania sojuszników na wschodniej flance w broń, która w istotny sposób powiększy ich zdolności uderzeniowe. Jeśli w ślad za tym pójdą kolejne umowy, np. na systemy artylerii rakietowej dalekiego zasięgu czy okręty podwodne wystrzeliwujące pociski Tomahawk, sygnał dla Moskwy będzie tym bardziej wyraźny.
Wyścig zbrojeń w regionie – niezainicjowany przez NATO – może zmierzać ku wyrównaniu. I o to chodzi w odstraszaniu.