Światowa Agencja Antydopingowa szykuje się do bezkompromisowej walki ze sportowcami oszustami.
Kończący się właśnie rok był czasem demaskowania sportowych zbrodni. Nigdy dotąd nie mówiło się tak otwarcie o dopingu. Ujawniono, że w Rosji mistrzów tuczy się na sterydach za cichym przyzwoleniem państwa. Grono medalistów olimpijskich rewidowano co jakiś czas, gdy zamrożone na igrzyskach próbki dawały wynik pozytywny dzięki udoskonalonym metodom wykrywania dopingu. W Norwegii leki na astmę podsuwano nawet zdrowym biegaczom. A wpadki tenisistki Marii Szarapowej, biegaczki narciarskiej Therese Johaug i coraz bardziej mętne tłumaczenia Bradleya Wigginsa (za kolarskie sukcesy uhonorowanego lordowskim tytułem) pokazują, że tzw. wyłączenie terapeutyczne, w teorii mające służyć poratowaniu przez sportowców zdrowia, jest traktowane jak furtka do stosowania dopingu w białych rękawiczkach.
Powszechnie oczekuje się, że 2017 r. będzie przełomowy, jeśli chodzi o oczyszczanie atmosfery, wzmocnienie kompetencji Światowej Agencji Antydopingowej oraz doprecyzowanie zasad sięgania po wyłączenie terapeutyczne. Najwięcej do stracenia ma taśmowo produkująca koksiarzy Rosja – już pozbawiono ją prawa organizacji mistrzostw świata w bobslejach i skeletonie. Bardzo prawdopodobne, że tamtejsza reprezentacja lekkoatletyczna – wykluczona z zeszłorocznych igrzysk w Rio – nie zostanie zaproszona na sierpniowe lekkoatletyczne mistrzostwa świata. Nie brak głosów wzywających do zakazania rosyjskim sportowcom wstępu na zimowe igrzyska w Pyeongchang w 2018 r., jak również do odebrania Rosji prawa organizacji piłkarskiego mundialu. Ale to raczej mało prawdopodobne.