UE ogłosiła 2017 Rokiem Walki z Przemocą wobec Kobiet. A Polska chce się wycofać z konwencji antyprzemocowej.
Paskudna genderowska Unia – jak ją określa rząd PiS – nie ustępuje: ogłasza 2017 Rokiem Walki z Przemocą wobec Kobiet. Bo według badań Komisji Europejskiej ponad połowa unijnych kobiet doświadczyła molestowania seksualnego, co 20. została zgwałcona, a co trzecia padła ofiarą przemocy fizycznej. Przy czym najczęściej przemoc ta zdarzała się w domu i z udziałem najbliższych. Często nigdzie jej nie zgłaszano, więc wyniki badań mogą być grubo zaniżone. Komisja powiedziała więc dość i rusza z akcją promowania antyprzemocowej Konwencji Stambulskiej, którą co prawda wszystkie państwa Unii podpisały, ale nie wszystkie ją ratyfikowały. A np. Polska, która ratyfikowała dokument dopiero w 2015 r., od kilku miesięcy zastanawia się, czy go nie wypowiedzieć, ponieważ według rządu dokument promuje równościowe podejście i niszczy tradycyjną rodzinę.
Ironią losu jest to, że idea kompleksowej walki z przemocą wobec kobiet powstała podczas Szczytu Rady Europy, który odbył się w 2005 r. w Warszawie. Już wtedy mówiono, że blisko połowa obywatelek Unii doświadcza przemocy i trzeba coś z tym robić. Tym bardziej że konsekwencje przemocy wobec kobiet nie dotyczą tylko ich samych, ale dotykają też ich rodziny i całą gospodarkę. Bo jak wynika z danych Europejskiego Instytutu ds. Równości Mężczyzn i Kobiet, tylko w zeszłym roku z powodu przemocy wobec kobiet Unia straciła 226 mld euro. Były to koszty opieki lekarskiej, niezdolności kobiet do pracy i związanych z tym zwolnień oraz koszty postępowań sądowych. Wydatki na budowę i finansowanie schronisk i portali pomocowych, wsparcie psychologiczne, poradnictwo i ochrona dla krzywdzonych kobiet, a często również ich dzieci.