Jest tu wszystko, czego potrzeba w dobrej opowieści. Poznali się w latach 70., w czasach walki z dyktaturą Anastasio Somozy Debayle, na wygnaniu w sąsiedniej Kostaryce. Pewnego dnia w konspiracyjnym domu Rosario Murillo, gdzie powielano podziemne gazetki, zjawił się niejaki „Enrique”. To był Daniel Ortega. Zaiskrzyło. Młody bojownik zaadoptował dwójkę dzieci bojowniczki i poetki; od tamtej pory są nierozłączną parą – teraz także polityczną.
To Murillo, o wiele bardziej niż Ortega, była w ostatnim czasie w centrum uwagi. Nieformalną rolę szarej eminencji obozu władzy postanowiła zinstytucjonalizować i na początku listopada 2016 r. wraz z mężem (ona jako jego „wice”) wygrali wybory prezydenckie.
W polityce była od zawsze. W czasach dyktatury Somozy aresztowano ją za udział w ulicznych protestach. Potem działała w podziemiu, wreszcie – na emigracji. Miała intelektualne kompetencje większe niż niejeden komendant maczo. Absolwentka szkół – brytyjskiej i szwajcarskiej – dla dzieci z „dobrych domów”. Biegła we francuskim i angielskim. Literatka. Rewolucyjną juntę, która w 1979 r. obaliła dyktatora Somozę, tworzyli jednak wyłącznie mężczyźni i trzymali Murillo na dystans. Okazało się, że nawet tak egalitarna rewolucja miała dla ambitnej kobiety szklany sufit nie do przebicia.
Czas Murillo przyszedł dopiero w ostatniej dekadzie. Jej społeczna aktywność, popularność wśród biednych, pełne politycznej pasji audycje radiowe pomogły wrócić jej mężowi do władzy. Stała się szarą eminencją uprawiającą nepotyzm, wpływającą na obsadę stanowisk w administracji i przedsiębiorstwach państwowych.