Jak smok ze słoniem
Jak smok ze słoniem. W Azji rodzi się potęga chińsko-indyjska
W Europie, której gospodarka słabnie, a społeczeństwo się starzeje, Chiny budzą obawy. Niegdyś potężne i zamknięte, Państwo Środka zamroziło się w komunistycznym reżimie, który taje od zaledwie trzech dekad, i to w sposób ściśle kontrolowany przez partię komunistyczną. Włączenie Chin do globalnej gospodarki dzięki reformom Deng Xiaopinga w latach 90. XX w. okazało się dla zachodnich potęg słodko-gorzkim doświadczeniem. Zyskały tanie zaplecze fabryczne i importera surowców, ale i konkurenta.
Jakby dla równowagi objawiły się wolnorynkowe Indie – drugi ludnościowo kraj świata, który znacznie częściej budzi sympatię i optymizm. Gospodarka rozbudzona reformami rozważnego technokraty Manmohana Singha przyniosła szansę na otwarcie ogromnego rynku zbytu, ale także uruchomienie zapasów siły roboczej mówiącej po angielsku, wykształconej według europejskich modeli i świetnie adaptującej się do zachodnich standardów życia.
Indyjska diaspora, od lat obecna w USA, Wielkiej Brytanii czy Australii, jest już oswojona i cieszy się opinią bezkonfliktowej, pracowitej, niosącej atrakcyjną kulturę. Zapatrzonych w Zachód Hindusów łatwiej polubić niż zamkniętych i wyniosłych Chińczyków, których tradycje nie rozpalają wyobraźni i serc jak Kamasutra czy Bollywood. Kaczka po pekińsku to wciąż tylko egzotyczny przysmak, podczas gdy curry z kurczaka ma na Wyspach status potrawy narodowej.
Hindusi budzą dobre skojarzenia także ze względu na pacyfistyczną historię. Ich jedynym wrogiem jest mało na Zachodzie lubiany Pakistan, z którym Delhi od lat trzyma się w nuklearnym szachu. Gdy Chiny budowały swoje imperium, Półwysep Indyjski stanowił mozaikę księstw i prowincji. Kiedy wódz Mao wyznaczał własną drogę do komunizmu, premier Nehru inicjował Ruch Państw Niezaangażowanych, a w kraju wdrażał ideowy socjalizm, który do dziś żyje tam w kawiarnianych i uniwersyteckich dysputach.