Pod koniec listopada Władimir Putin w świetle kamer gościł na imprezie zorganizowanej przez Rosyjskie Towarzystwo Geograficzne. Obok prezydenta bohaterem wieczoru był m.in. 9-letni uczeń Mirosław Oskirko, który zna ponoć wszystkie granice świata. Prezydent zapytał go: „A gdzie kończy się Rosja?”. Chłopiec bez zawahania odpowiedział: „Rosja sięga do Cieśniny Beringa”. Putin położył mu rękę na ramieniu i skorygował: „Rosja nigdzie się nie kończy”.
Choć prezydent zaraz potem przyznał, że żartował, to jednak sąsiadom Rosji raczej na żarty się nie zbiera. Nowy rok dla wielu państw ze strefy postsowieckiej może się okazać rokiem próby. Z jednej ważnej przyczyny. Kremlowski rewizjonizm nie jest niczym nowym, wzbiera za każdym razem, gdy Putin ma wewnętrzne problemy, a tych ostatnio jest sporo. Tym razem jednak sytuacja jest inna z powodu Donalda Trumpa. Putin może zyskać w nowym prezydencie USA sojusznika w rekonstrukcji światowego porządku. Streszczając, Rosjanin przy pomocy Amerykanina może zechcieć zastąpić Helsinki nową Jałtą.
Stolica Finlandii jest synonimem międzynarodowego porządku opartego na równości państw, nienaruszalności granic, pokojowym rozstrzyganiu sporów przy pełnym poszanowaniu dla praw i wolności człowieka. Właśnie w Helsinkach w 1975 r. na wspólnej konferencji (KBWE) porozumieli się w tej sprawie zimnowojenni przeciwnicy. Z kolei krymska Jałta to symbol koncertu wielkich mocarstw, w którym to one decydują o losie maluczkich, określają swoje strefy wpływów i nie wchodzą sobie nawzajem w drogę. W ten sposób w Jałcie w 1945 r. alianci oddali Stalinowi Europę Środkowo-Wschodnią.
Wciąż trudno przewidywać, na ile deklaracje Trumpa z kampanii przełożą się na decyzje prezydenta Trumpa.