Dwa tygodnie przed zwycięskimi wyborami Donald Trump otworzył w stolicy hotel nieopodal Białego Domu, jeden z wielu swoich hoteli rozsianych w Ameryce i innych krajach. Po wyborach odbyło się tam przyjęcie dla dyplomatów, którzy nie ukrywali, że będą do hotelu przyjeżdżać, aby zrobić jego właścicielowi przyjemność. Już ten przypadek pokazuje, że władza w Białym Domu da Trumpowi okazję do pomnożenia swego już ogromnego, kilkumiliardowego majątku. Może to grozić narażeniem na szwank interesów kraju, ale nie ma prawnych mechanizmów, które gwarantują, że do tego nie dojdzie.
Przyszły prezydent ma liczną rodzinę, razem z którą może zbudować fundamenty nowej polityczno-biznesowej dynastii. Podczas przedwyborczej debaty telewizyjnej Hillary Clinton nie wahała się, gdy ją zapytano, czy jest coś, co w Trumpie budzi jej szacunek. Jego dzieci, odpowiedziała, bo są „zdolne i oddane swoim pasjom”. „To wiele mówi o Donaldzie”, dodała. Nie ulega wątpliwości, że dzieci prezydenta elekta, zwłaszcza trójka z pierwszego małżeństwa z Ivaną Zelnickową, to jego sekretna broń.
Ivanka na prezydenta
W czasie prawyborów, gdy rywale próbowali go skompromitować w oczach religijnych konserwatystów, przypominając o jego dwóch rozwodach i nawykach playboya, Trump pojawił się z całą rodziną przed kamerami TV jak nobliwy Pater Familias. A Ivanka, pierworodny Donald junior i Eric zebrali pochwały za inteligentne wypowiedzi, bezpretensjonalność i wiarygodnie brzmiące wyrazy solidarności z ojcem. Cała trójka prowadzi dziś rodzinną firmę i może dlatego pozostałe dzieci Trumpa: córka Tiffany z drugiego małżeństwa z Marlą Maples i 10-letni Barron, owoc jego obecnego związku z Melanią Knauss, pozostają trochę w jej cieniu.
Gwiazdą pierwszej wielkości podczas kampanii była piękna Ivanka, towarzysząca tacie na wiecach, przemawiająca jak wytrawny polityk i najwyraźniej niezastąpiona, bo kandydat stale powoływał się na jej rady i opinie, a nawet przyznał, że podsunęła mu m.in. pomysł ulg podatkowych na opiekę nad dziećmi. Córka Trumpa i obaj synowie wystąpili na przedwyborczej konwencji republikanów w Cleveland, gdzie widać było bannery „Ivanka na prezydenta”, a Donald Jr. i Eric też okazali się niepoślednimi mówcami.
Po rewelacjach z seksistowskimi wypowiedziami Trumpa i oskarżeniach o napaści seksualne dzieci dyskretnie milczały, ale głos zabrała jego żona Melania, lojalnie broniąc męża przed oskarżającymi go kobietami. W wywiadach Ivanka i synowie ze swadą wspierali sztab kampanii, przekładając szokujące albo niezborne wypowiedzi kandydata na język cywilizowanego dyskursu. Skutecznie zmiękczali jego wizerunek i zdobywali dla niego sympatię niezdecydowanych.
Wakacje w Czechosłowacji
Jak to się stało – nie mogą się nadziwić amerykańskie media – że Trump, który dał się poznać jako narcystyczny, nieprzewidywalny i zachowujący się jak gbur demagog bez skrupułów, spłodził i wychował względnie „normalne”, a nawet dość sympatyczne dzieci, które w dodatku stoją murem za swoim ojcem.
Jak wielu pochłoniętych biznesem multimilionerów „The Donald” nie miał dla nich wiele czasu; wychowywały je dwie niańki Irlandki i dziadkowie – rodzice Ivany. Donald junior i Eric spędzali letnie wakacje w Czechosłowacji, gdzie inżynier Milos Zelnicek uczył ich łowić ryby i polować. Dziadkowie regularnie przyjeżdżali też do USA, by opiekować się wnukami, dzięki czemu Don junior mówi płynnie po czesku.
Wakacyjny kontakt ze zgrzebną rzeczywistością komunistycznego kraju był pożytecznym doświadczeniem dla dzieci urodzonych i wychowanych wśród złota i marmurów Trump Tower. Donald senior i Ivana nie rozpieszczali ich jednak i wychowali w duchu tradycyjnym – zniechęcając do alkoholu i papierosów oraz ucząc, że na wszystko trzeba zasłużyć. A kiedy synowie dorastali, ojciec przyprowadzał ich na swoje budowy w Nowym Jorku, gdzie w czasie wakacji pomagali pracującym tam robotnikom.
13-letni Don junior mocno przeżył nagłośniony przez tabloidy rozwód rodziców. („To był najlepszy seks, jaki miałam” – zwierzała się na okładce „New York Post” przyszła nowa żona Donalda seniora Marla Maples). Przez rok nie rozmawiał z ojcem. Aby izolować ich od publicznego widowiska małżeńskiego kryzysu, rodzice wysłali synów do szkoły z internatem w przemysłowym miasteczku Pottstown w Pensylwanii. Kolejny kontakt z prawdziwym życiem dobrze zrobił dzieciom przywileju. Don junior zapisał się potem do Wharton School of Business na Uniwersytecie Pensylwania, Alma Mater ojca. Eric wybrał Georgetown w Waszyngtonie.
Na studiach Don, jak sam przyznaje, przesadzał z imprezowaniem. Po dyplomie przez rok wędrował z plecakiem, polując w Górach Skalistych. Rodzice i przyjaciele niepokoili się, że wybiera wewnętrzną emigrację. Młodszy o sześć lat Eric był spokojniejszy i nie sprawiał tylu kłopotów. Don jednak też się w końcu ustatkował, ożenił się i w 2001 r. rozpoczął pracę w firmie ojca. Kilka lat później dołączyli do niego Eric i Ivanka. Media nie przestają się dziwić, że dzieci miliarderów celebrytów, często aspołeczne i psychopatyczne, lądujące zazwyczaj w klinikach odwykowych, tym razem wyszły na ludzi.
Z córką na randkę
Don junior, Eric i Ivanka są wiceprezesami wykonawczymi Trump Organization i de facto kierują rodzinną firmą. Z całej trójki największą fascynację Amerykanów budzi 35-letnia Ivanka, która mimo ukończenia z wyróżnieniem prestiżowej Wharton School of Business zaczęła od zawodu modelki, a dziś pracę w przedsiębiorstwie taty łączy z prowadzeniem własnej firmy projektowania odzieży i biżuterii.
Córka prezydenta elekta, o której on sam powiedział kiedyś, że „gdyby nie był jej ojcem, chętnie umówiłby się z nią na randkę”, nie przestaje zachwycać mediów rozpisujących się o jej charyzmie, elokwencji i umiejętności nawiązywania kontaktów z ludźmi. Prasa podkreśla, że Ivanka przyjaźni się z – uwaga – Chelsea Clinton i jej mężem Markiem Mezhvinskym. Są w końcu sąsiadami na nowojorskim Manhattanie i należą do tej samej finansowej superelity stolicy świata.
7 lat temu Ivanka poślubiła swego kolegę z branży deweloperskiej Jareda Kushnera, delfina innego, równie zamożnego i prominentnego rodu. Ponieważ Kushnerowie, ortodoksyjni Żydzi, mieli problem z ożenkiem syna z przedstawicielką innej religii, należąca do Kościoła prezbiteriańskiego Trumpówna przeszła na judaizm.
Talentami biznesowymi Jared wydaje się nawet przewyższać swojego teścia. Już jako student Uniwersytetu Harvarda zarobił 20 mln dol. na transakcjach budynkami w pobliskim miasteczku Sommerville. W wieku 25 lat kupił magazyn „New York Observer”, przekształcając go z tygodnika opinii w tabloid, który jako jedno z nielicznych w USA czasopism poparł kandydaturę Trumpa do Białego Domu. Przez 10 lat ścigał się z nim w zakupach wysokościowców na Manhattanie. Ale wchodząc do rodziny magnata celebryty, a potem prezydenckiego kandydata, rzucił się w wir polityki i okazał się na tym polu równie zdolny jak w interesach.
Zięć niezastąpiony
Według tygodnika „Forbes” to nie rzeczniczka Kellyanne Conway i nawet nie główny strateg Steve Bannon są prawdziwymi autorami wyborczego sukcesu Trumpa, ale właśnie Jared Kushner. Zaczął od napisania mu przemówienia wygłoszonego przed członkami AIPAC, głównej organizacji proizraelskiego lobbingu w USA. Potem stopniowo, wraz z Ivanką, starał się temperować najbardziej drastyczną retorykę swego teścia, doprowadzając do dymisji pierwszego szefa kampanii, nieokrzesanego Coreya Lewandowskiego.
Odsunięcie innego przybocznego Trumpa, gubernatora New Jersey Chrisa Christie, przypisuje się osobistym motywom Kushnera – miał się w ten sposób zemścić za swego ojca, którego Christie, jeszcze jako prokurator, posłał do więzienia za nadużycia i oszustwa (choć on sam temu zaprzecza). Jared zbudował praktycznie od zera machinę kampanii politycznego nowicjusza, od którego wszyscy trzymali się z początku z dala. Stworzył bazę danych i ekipę analizującą elektorat. A przede wszystkim zrewolucjonizował metody komunikacji z wyborcami, opierając je na internetowych sieciach społecznościowych, Facebooku i Twitterze. Bannon mógł podsuwać Trumpowi idee, ale to Kushner umiał dotrzeć z nimi do Amerykanów.
Dopiero po wyborach okazało się, jak niezbędni są Trumpowi jego najstarsza córka i jej mąż. Ivanka brała udział w rozmowach prezydenta elekta z premierem Japonii Shinzo Abe i z prezydentem Argentyny Maurizio Macrim. Pojawiła się wiadomość, że Trump stara się o security clearance, czyli zezwolenie na obecność Donalda juniora, Erika i Ivanki na poufnych naradach rządowych, którą zdementowano, ale całą trójkę oficjalnie włączono do zespołu decydującego o obsadzie przyszłego kierownictwa administracji, a security clearance ma otrzymać Jared Kushner.
Czy dzieci i zięć Trumpa znajdą się także w jego przyszłym rządzie? Nie pozwalają na to uchwalone po Watergate ustawy przeciw nepotyzmowi, chociaż możliwe, że posady dostaną dalsi krewni i powinowaci nieobjęci tymi ustawami, jak np. brat Jareda Josh albo była żona prezydenta elekta Ivana, którą wielu uważa za wymarzoną kandydatkę na ambasadora w Czechach.
Biznes za murem
To jednak nie nepotyzm stwarza największe zagrożenie w związku z prezydenturą Trumpa. Znacznie poważniejszym problemem jest fakt, że rządy w supermocarstwie obejmuje właściciel światowego imperium biznesowego, zarządzanego przez jego rodzinę. Nie ma to w Ameryce precedensu i grozi niespotykanym dotąd pomieszaniem interesu publicznego z prywatą.
Globalna ekspansja inwestycji Trumpa nabrała tempa w ostatnich latach. Dokładnie nie wiadomo, w ilu krajach ma on biznesowe powiązania, bo nie ujawnia wszystkich, ale „Washington Post” ustalił, że co najmniej 111 jego firm jest w rozmaity sposób obecnych w 18 państwach na kilku kontynentach.
Część krajów, gdzie Trump zbudował swoje luksusowe hotele, urządził pola golfowe albo pobiera opłaty za użyczenie budynkom swego nazwiska, to dyktatury lub kleptokracje, z którymi rząd amerykański miewa napięte stosunki. Wielomilionowe inwestycje prezydenta elekta znajdziemy m.in. w Chinach, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Arabii Saudyjskiej, Indonezji i Azerbejdżanie. Władcy podobnych państw mogą potraktować jego aktywa jako swoistą monetę przetargową, lub też zabiegać o jego względy, oferując korzystne warunki dla biznesu, byle tylko prowadził zgodną z ich interesami politykę.
Ustawy w USA mające zapobiegać konfliktom interesów nakazują, by biznesmeni obejmujący kierownicze stanowiska w rządzie przekazywali swoje aktywa do blind trusts, „ślepych” funduszów powierniczych, zarządzanych przez osoby od nich niezależne, poza ich wiedzą i kontrolą. Nie stosują się jednak do prezydenta ani wiceprezydenta.
Jedynym prawnym zabezpieczeniem jest tu XVIII-wieczny przepis konstytucji, tzw. emoluments clause (dosł. klauzula o uposażeniu), zabraniający prezydentowi przyjmowania korzyści majątkowych od rządów obcych państw. Mógłby on w wypadku oczywistego przekupstwa stanowić podstawę do impeachmentu, czyli oskarżenia go przez Kongres o przyjęcie łapówki i usunięcia z urzędu. W obu izbach Kongresu większość mają jednak republikanie, więc przynajmniej na razie scenariusz impeachmentu nie wydaje się realny.
Na przypomnienia, że grozi mu gigantyczny konflikt interesów, Trump reaguje po swojemu: „Tylko oszukańcze media robią z tego wielką sprawę” – napisał w jednym z tweetów. Tyle ma do powiedzenia ktoś, kto w kampanii przyrzekał „osuszyć bagno” w Waszyngtonie.
Rozumiejąc, że stawką może być polityczna burza w kraju, kompromitacja Ameryki jako republiki bananowej i dalsze losy rządów Trumpa, chór głosów z prawicy wzywa go do opamiętania. Prawnicy z ekip poprzednich republikańskich prezydentów i „Wall Street Journal” zaapelowali, by swoją firmę oddał pod zarząd ślepego funduszu albo sprzedał cały majątek i zadowolił się swoimi miliardami w gotówce.
Trump mówi, że na czas jego prezydentury przedsiębiorstwem będą kierowały jego dzieci. Obiecuje, że stworzy bliżej nieokreślony, ale szczelny mur między swymi obowiązkami w Białym Domu a biznesem. Brzmi to dość humorystycznie. Jednak mało kto wierzy, że prezydent elekt zgodzi się na proponowane mu rozwiązania. Jak nikt inny identyfikuje się ze swoją firmą, której ogrom i specyfika – nieruchomości – różni się zasadniczo od stosunkowo skromnych aktywów poprzednich prezydentów.
Radca prawny George’a Busha seniora, Trevor Potter, podsunął jeszcze jeden pomysł, dla Trumpa być może najłatwiejszy do zaakceptowania – sprzedaż firmy dzieciom. W ten sposób uniknęłoby się ewentualnych oskarżeń, że obce państwa przekupują prezydenta i potencjalnego kryzysu konstytucyjnego. Ale oznaczałoby to oczywiście, że majątek pozostaje w rodzinie. Jej ojciec chrzestny mógłby spokojnie czekać do końca swej kadencji, mając uzasadnioną nadzieję, że Ivanka, Donald junior i Eric, tak zdolni i pracowici, nie doprowadzą interesu do upadku.
Tomasz Zalewski z Waszyngtonu