W rezydencji radzieckich dygnitarzy w Wiskulach w Puszczy Białowieskiej 8 grudnia 1991 r. spotkało się trzech liderów ówczesnych republik związkowych – białoruskiej, rosyjskiej i ukraińskiej. Stanisław Szuszkiewicz, Borys Jelcyn i Leonid Krawczuk uzgodnili wówczas, że „Związek Radziecki jako podmiot prawa międzynarodowego i rzeczywistość geopolityczna przestał istnieć”, a na jego miejsce zostanie powołana Wspólnota Niepodległych Państw. Do spotkania doszło w tajemnicy przed Michaiłem Gorbaczowem, który był wówczas formalnym przywódcą ZSRR i próbował zachować państwo radzieckie w jakiejś zmienionej formie. Nie widząc poparcia dla swej propozycji, 25 grudnia Gorbaczow podał się do dymisji, a następnego dnia podpisano deklarację o rozwiązaniu ZSRR.
Justyna Prus: – Nie ma pan wrażenia, że coś poszło nie tak? Coraz więcej ludzi tęskni za Związkiem Radzieckim.
Stanisław Szuszkiewicz: – Nie oczekiwaliśmy, że wszystko będzie idealnie. Przede wszystkim zapobiegliśmy wybuchowi wojny domowej. Chociaż, powiem szczerze – nie myśleliśmy wtedy o tym. Proszę sobie wyobrazić, działaliśmy na przekór prezydentowi Bushowi [starszemu], Thatcher, Kissingerowi, Mitterrandowi. Oni wszyscy mówili: żadnego separatyzmu, trzeba popierać centrum i zachować ZSRR. I mając takich oponentów, podjęliśmy decyzję, która później została oceniona na świecie jako majstersztyk dyplomacji końca drugiego tysiąclecia. Podjęliśmy decyzję legalną, bo każdy z nas miał legitymację do podpisywania umów międzynarodowych. We wszystkich trzech państwach umowa została szybko ratyfikowana. Powstanie Wspólnoty Niepodległych Państw również było legalne. Z powodu naszych działań nie przelano ani jednej kropli krwi. Poza tym zrobiliśmy wszystko, by broń nuklearna pozostała tylko na terenie jednego państwa, Rosji.