Izraelki mogą już zajmować w armii 92 proc. stanowisk – i chcą więcej.
Dowództwo Izraelskich Sił Zbrojnych poinformowało w Knesecie ustami gen. Erana Shaniego, że chce zezwolić kobietom na służbę jako załogantki czołgów. Czym wywołało całkiem potężną debatę. Niby trend jest jednoznaczny: kobiety mogą już zajmować w armii 92 proc. stanowisk, w tym w marynarce i lotnictwie. A w ciągu ostatniej dekady ich udział w wojsku wzrósł czterokrotnie. Myśli się też o wydłużeniu służby wojskowej kobiet do 28 miesięcy, a w perspektywie o zrównaniu okresu służby obu płci. Brygady czołgów byłyby więc kolejnym przyczółkiem równości szans.
Najżywiej zareagował na ten pomysł Rabinat Armii, przestrzegając, że w takich mieszanych jednostkach nie będą mogli podejmować służby skierowani do wojska studenci szkół religijnych. Zresztą z Rabinatem, na tle kompetencji, iskrzy mniej więcej od dwóch lat, czyli od wprowadzenia zasady, że noszenie brody w armii wymaga każdorazowej akceptacji przełożonego. Ale i w świeckich kręgach wojska powstały wątpliwości: czy służba kobiet w czołgach nie umniejszy w oczach wroga ich zdolności bojowej? „Economist” z kolei cytuje anonimową opinię z samej góry, że armia powinna być armią, a nie poligonem wojen kulturowych czy eksperymentów społecznych. Na poligonie się strzela, a nie eksperymentuje.