Na konferencji prasowej po zakończeniu drugiej tury wyborów prezydenckich rozegrała się następująca scena. Kiedy zwycięzca Rumen Radew (59,4 proc. głosów) komentował wyniki, w jego kierunku poleciało czerwone jabłko. Rzucała dziennikarka, która zresztą zaraz została zatrzymana przez ochronę. Radew jabłko złapał i podniósł triumfalnie do góry. Fotoreporterzy nie mogli nie wykorzystać takiej okazji. Na drugi dzień w gazetach ukazało się zdjęcie nowego prezydenta Bułgarii z komentarzami, że nie tylko nie pozwolił się sprowokować dziennikarce, ale jeszcze wykorzystał incydent do ocieplenia wizerunku. Zapomniał o jednym. W Bułgarii jabłko to symbol pokus, na jakie wystawia władza. Skoro dał się podejść tak łatwo, to może nie najlepiej wróżyć jego prezydenturze.
Polskie początki
Jeszcze rok temu 53-letni generał major Radew był znany wyłącznie w kręgu wojskowych lotników. Miał swoje pięć minut sławy jesienią 2014 r., gdy w czasie pokazów lotniczych nad Sofią jako pierwszy Bułgar wykonał efektowną Kobrę Pugaczowa na MiG-29, uznawaną za najtrudniejszą figurę akrobacyjną dla samolotów bojowych (w uproszczeniu – samolot staje dęba). Rok po tym wyczynie, odsłużywszy 27 lat w wojsku, Radew dostał awans na dowódcę bułgarskich sił powietrznych.
Jego polityczna kariera zaczęła się od… Polski. W sierpniu Radew skrytykował ministerstwo obrony za to, że dopuściło sojusznicze państwa NATO – a konkretnie Polskę, która tak samo jak Bułgaria ma na stanie rosyjskie myśliwce MiG-29 – do ochrony przestrzeni powietrznej, co uznał na ograniczenie bułgarskiej suwerenności. Porównał tę decyzję do traktatu pokojowego po pierwszej wojnie światowej z Neuilly, w wyniku którego Bułgaria straciła 7 proc.