Możliwości prezydentów w obu krajach są ograniczone, ale głosowania wpasowują się w globalny trend. W różnych miejscach świata ta sama energia, niezadowolenie z elit i ustalonego przez nie porządku, z negatywnych efektów globalizacji, z marazmu Zachodu i z jeszcze paru innych rzeczy premiuje populistów i krytyków zastanego systemu.
To ona dała prezydenturę Donaldowi Trumpowi, rok temu władzę Prawu i Sprawiedliwości, a w roku przyszłym może wprowadzić do Pałacu Elizejskiego Marine Le Pen.
Kim są nowi przywódcy Bułgarii i Mołdawii?
Rumen Radew, generał bułgarskiego lotnictwa, który karierę zaczynał, latając na sowieckich migach, kontynuował w amerykańskich centrach szkoleniowych i gabinetach NATO namawia, by Bułgaria zachowywała się „pragmatycznie”. Ma pilnować przede wszystkim swoich interesów, godzić obecność w NATO i Unii Europejskiej ze zniesieniem sankcji na Rosję.
Mołdawski komunista Igor Dodon Rosję obstawia wprost: Mołdawia powinna wstąpić do Unii Euroazjatyckiej, czyli dołączyć do Rosji, Białorusi, Kazachstanu, Kirgistanu i Tadżykistanu. Krym jest rosyjskim terytorium, zapowiada, że pierwszą wizytę złoży w Moskwie itd.
Bułgarzy wloką się w ogonie unijnych statystyk, wysłuchują, jakimi to są skorumpowanymi nieudacznikami, więc łatwo dojść im do wniosku, że nie muszą się poczuwać do szczególnych zobowiązań wobec Unii i jej pilnującego standardów rdzenia. Z kolei w Mołdawii sondaże podpowiadają, że 44 proc. obywateli chce do Euroazji i tylko jedna trzecia opowiada się za Unią Europejską. Mołdawskie poparcie dla integracji z Unią siadło przez wielki skandal korupcyjny sprokurowany przez euroentuzjastów.
Zwycięstwa Radewa i Dodona nie są wynikiem jakiegoś przemyślanego planu autorstwa Kremla. Ale Władimir Putin po prostu chwyta okazję – dzięki sprawnej propagandzie dobrze mu idzie sprawianie wrażenia, że ma hojną ofertę dla każdego, kto zechce się od Zachodu zdystansować. Podpowiada też wzory instytucjonalne, pozwalające niezadowolonym bronić swojej suwerenności przed międzynarodową finansjerą, żerującej na najsłabszych państwach.
Oba głosowania potwierdzają, że forsowany przez prezydenta Andrzeja Dudę i ministra Witolda Waszczykowskiego projekt tzw. Międzymorza, ligi państw między Rosją i Zachodem, skrzykniętej pod oświeconym kierownictwem Polski, jest zwyczajnie bałamutny.