Świat

Silny człowiek – tak do dziś kojarzy się Adolf Hitler w wielu krajach Afryki i Azji

Wielki Mufti Jerozolimy Haj Amin al-Husseini z Hitlerem, Berlin, 1941 r. Wielki Mufti Jerozolimy Haj Amin al-Husseini z Hitlerem, Berlin, 1941 r. AKG Images / BEW
Hitler ma wielu miłośników w krajach Afryki i Azji.
Subash Chandra Bose, jeden z przywódców hinduskiego nacjonalizmu. Uciekł do Niemiec w 1940 r.Ullstein Bild/Getty Images Subash Chandra Bose, jeden z przywódców hinduskiego nacjonalizmu. Uciekł do Niemiec w 1940 r.
Chandrasekhar Rao, premier indyjskiego stanu Telangana, za zwalczanie przestępczości bywa nazywany Hitlerem i się tego nie wstydzi.Vipin Kumar/Hindustan Times/Getty Images Chandrasekhar Rao, premier indyjskiego stanu Telangana, za zwalczanie przestępczości bywa nazywany Hitlerem i się tego nie wstydzi.
Prezydent Filipin Rodrigo Duterte chętnie dokonałby Holocaustu dilerów i narkomanów.Romeo Ranoco/Reuters/Forum Prezydent Filipin Rodrigo Duterte chętnie dokonałby Holocaustu dilerów i narkomanów.
Chenjerai Hunzvi, towarzysz walki Mugabe o wolność Zimbabwe. Przyjął pseudonim Hitler.Peter Jordan/Alamy Stock Photo/BEW Chenjerai Hunzvi, towarzysz walki Mugabe o wolność Zimbabwe. Przyjął pseudonim Hitler.

„Hitler zmasakrował trzy miliony Żydów” – powiedział prezydent Filipin Rodrigo Duterte na konferencji prasowej po powrocie z podróży do Wietnamu 30 września. „My mamy trzy miliony narkomanów. Bardzo chętnie bym ich zarżnął”. Chwilę później dodał, że zabicie tylu Filipińczyków uzależnionych od narkotyków „rozwiązałoby problem mojego kraju i uchroniło przed nim następne pokolenie”.

Duterte nie doszacował liczby zamordowanych w Holocauście, którą historycy oceniają na 6 mln. Na razie władze Filipin dalekie są od tego rekordu. Według niezależnych źródeł policja, a także cywile, którzy korzystają z zachęty prezydenta, zabili do tej pory około 3,7 tys. osób podejrzewanych o to, że biorą narkotyki albo nimi handlują. Policja przyznała się do zabicia 1120 osób.

Duterte wygrał wybory na Filipinach w czerwcu, obiecując obywatelom bezwzględną i krwawą wojnę z narkotykami. Kiedy był wcześniej prezydentem wielkiego miasta Davao, akceptował działanie policji i prywatnych „szwadronów śmierci”, zabijających handlarzy narkotyków. W ciągu dekady zamordowano w ten sposób ponad tysiąc osób. W 2009 r. Duterte mówił: „kiedy prowadzisz nielegalną działalność w moim mieście tak długo, jak jestem prezydentem, pozostajesz celem zabójstwa”. Kiedy sąd wypuścił z aresztu jednego z narkotykowych baronów, miał rzec, że tacy ludzie „mogą wyjść tylko w trumnie”.

Prezydent ma ostry język, który podoba się Filipińczykom. Gwałt popełniony przez zbuntowanych więźniów na australijskiej misjonarce skomentował: „Była taka piękna. Prezydent miasta powinien być pierwszy”. A kiedy zirytował go korek wywołany wizytą papieża Franciszka, stwierdził: „Chciałem mu powiedzieć: »Papież, ty skurwielu, jedź do domu. Nie odwiedzaj nas więcej«”.

Protestami świata – w szczególności przywiązanych do przestrzegania praw człowieka dyplomatów krajów Unii Europejskiej – Duterte się nie przejmuje. O Europejczykach powiedział, że mają kurze móżdżki, i zwrócił im uwagę, że powinni się bardziej zajmować losem uchodźców z Bliskiego Wschodu uciekających do Europy, a mniej Filipinami. „Pozwalacie im gnić, a potem przejmujecie się śmiercią jednego, dwóch czy trzech tysięcy?” – szydził. Prezydenta Obamę, który go skrytykował za łamanie praw człowieka, nazwał publicznie skurwysynem, a kiedy USA odmówiły mu sprzedaży broni, powiedział, że Obama „może iść do diabła”.

Stosunek prezydenta Duterte do przywódcy nazistowskich Niemiec pozostaje jednak złożony. W tym samym wystąpieniu oświadczył, że uznawanie go za kuzyna Hitlera – co prasa zachodnia robiła przed wyborami – to próba zawstydzenia Filipińczyków, którzy, o czym cały świat powinien wiedzieć, są narodem dumnym i suwerennym. Skarżył się także, że CIA próbuje go zabić.

Kult silnego człowieka

Duterte nie jest ani pierwszy, ani jedyny. Hitler w wielu krajach pozaeuropejskich postrzegany jest zupełnie inaczej niż w Europie – jako silny przywódca, który walczył z Zachodem.

W październiku 2015 r. premier Izraela Beniamin Netanjahu oskarżył Wielkiego Muftiego Jerozolimy Haj Amina al-Husseiniego, że w 1941 r. dostarczył Hitlerowi pomysł „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, czyli Zagłady. Netanjahu minął się z prawdą, choć duchowy przywódca sunnitów rzeczywiście współpracował z Hitlerem. W 1937 r. uciekł przez Liban i Włochy do Niemiec, gdzie pomagał Hitlerowi werbować muzułmańskich Bośniaków do SS – przekonując ich, że podzielają wspólne wartości: szacunek dla rodziny, porządku, przywódcy i wiary.

Mufti został sojusznikiem Hitlera nie tyle i nie tylko z powodu antysemityzmu – był zaciekłym przeciwnikiem syjonizmu i migracji Żydów do Palestyny – ale głównie ze względu na wspólnego wroga, czyli Imperium Brytyjskie. Muzułmanów przekonywał, że Niemcy nigdy nie skolonizowały żadnego kraju arabskiego, podczas gdy Rosja i Anglia – tak. Od Hitlera żądał przede wszystkim poparcia niepodległości krajów arabskich i gwarancji, że w Palestynie nie powstanie państwo żydowskie. Na spotkaniu 28 listopada 1941 r. Hitler obiecał to wszystko al-Husseiniemu.

Antykolonialne i nacjonalistyczne ostrze hitlerowskiej ideologii oraz antysemityzm sprawiły, że Hitler do dzisiaj ma wielbicieli w świecie arabskim. Po upadku Francji w 1940 r. na ulicach Damaszku (wówczas mandatu Francji, czyli właściwie kolonii) śpiewano: „Nigdy więcej Monsieur, nigdy więcej Mister, Allah jest w niebiosach, a Hitler na ziemi”. Generał Rommel – który przez lata wygrywał wojnę z Brytyjczykami w Afryce Północnej – był tak popularny, że witano się okrzykami „Heil Rommel”. W kwietniu 1941 r. pronazistowski premier Iraku próbował dokonać zamachu stanu, na co Brytyjczycy odpowiedzieli ofensywą wojskową i okupacją tego kraju.

Hitler z Afryki

Także w Afryce Adolf Hitler miał swoich wielbicieli. Najbardziej znanym z nich był Chenjerai Hunzvi, współtowarzysz walki Roberta Mugabe o wolność Zimbabwe. Nie ma możliwości, żeby Hunzvi – który przyjął pseudonim bojowy Hitler – nie wiedział, co przywódca nazistowskich Niemiec miał na sumieniu. Studiował bowiem w Rumunii i w Polsce na początku lat 80. – skończył u nas nawet medycynę, którą przez chwilę praktykował w Zimbabwe – i miał żonę Polkę.

Hunzvi był człowiekiem brutalnym i bezwzględnym. Jego żona Wiesława Hunzvi uciekła od niego z Zimbabwe w 1992 r., a po powrocie napisała fabularyzowaną historię swojego małżeństwa (wydaną w 1994 r. po polsku pod wymownym tytułem „Biała niewolnica”). Wspominała, że mąż ją bił i znęcał się nad nią z sadystycznym upodobaniem – tak bardzo, że bała się o swoje życie.

Sama biografia Hunzviego jest otoczona tajemnicą. „W czasie wojny nie oddał ani jednego wystrzału” – twierdziła później jego była żona. Według oficjalnej biografii rozpoczął walkę z białym rasistowskim reżimem w Zimbabwe, kiedy miał 16 lat. To wtedy przyjął pseudonim Hitler. Mówił, że przed 1974 r. – kiedy wyemigrował z kraju – siedział w więzieniu, w którym poznał głównych przywódców walki o wyzwolenie ówczesnej Rodezji: Roberta Mugabe i Joshuę Nkomo. Ale dowodów na to nie było, a sceptycy twierdzili, że był za młody, by doświadczeni weterani dopuścili go do swojego grona. W 1978 r. miał zostać ranny w zamachu bombowym w Lusace, stolicy sąsiedniej Zambii. Znów jednak nie było na to świadków.

Prawdziwą (i ponurą) karierę Hunzvi zrobił w latach 90. Wrócił do kraju w 1990 r., ale ominęły go rządowe posady, na które liczył. Prowadził praktykę lekarską, która szła średnio. Koledzy z dawnych czasów zrobili go jednak szefem związku weteranów. Kiedy przyłapano go na wypłacaniu sobie pieniędzy z kasy związku, próbując przykryć ten fakt, poprowadził weteranów na demonstracje antyrządowe i wymusił podwyżkę rent. W 2000 r. Mugabe zlecił mu terroryzowanie białych farmerów i przeciwników politycznych. Hunzvi wywiązał się z tego zadania znakomicie. Wielu obywateli Zimbabwe – białych i czarnych – szykowało wówczas Gap bags (ang. torba na przełęcz), zestaw ubrań i kosmetyków na wypadek, gdyby trzeba było uciekać z kraju.

Towarzysze Hunzviego z czasów partyzantki przybierali różne groźne pseudonimy, takie jak Towarzysz Szatan albo Stalin Mau Mau (Mau Mau to nazwa powstania Kenijczyków przeciwko kolonialnym rządom brytyjskim z lat 1952–60, brutalnie stłumionego przez władze). Zdaniem Petera Godwina, białego mieszkańca Zimbabwe, dziennikarza i autora znakomitych książek o historii tego kraju, obierali sobie takie przezwiska po to, by skuteczniej terroryzować cywilów.

W czasie wojny partyzanckiej w latach 70. technika walki przeciwników białego reżimu w Zimbabwe polegała w znacznej mierze na terrorze. Godwin, który wtedy jako młody człowiek należał do „białej” policji, widział wielokrotnie okrutnie zamordowanych czarnych – kobiety wbite na pal czy okaleczonych mężczyzn z poderżniętym gardłem. Pseudonim Hitler miał budzić przerażenie. Człowiek, który go nosił, musiał stosować przemoc bez wahania. Hitler pasował przy tym do imienia, które Hunzviemu nadano przy narodzinach: Chenjerai w języku Szona oznacza „strzeż się”. Zmarł w apogeum kampanii Mugabe przeciw białym farmerom w 2001 r. Podobno na malarię, ale bardzo możliwe, że prawdziwym powodem było AIDS.

Hitler ma wielu miłośników również w Indiach. W październiku 2012 r. lokalne władze zamknęły wprawdzie sklep z odzieżą Hitler w Ahmedabadzie z powodu „braku wrażliwości kulturalnej”, zostawiając z nazwy tylko kropkę nad literą „i” (w jej środek wpisana była swastyka, która jest starożytnym indyjskim symbolem). Właściciel sklepu Rajesh Shah był rozczarowany. „Byliśmy popularni z powodu tej nazwy” – powiedział agencji Bloomberg. „Nasi klienci nie byli nią zdenerwowani. Mówili: »nie zmieniajcie jej«”.

W Indiach świetnie sprzedaje się „Mein Kampf”, której dystrybucja jest całkowicie legalna (na rynku indyjskim funkcjonuje jej 13 wydań). „To dla nas klasyka, musimy ją sprzedawać” – wyjaśnił w 2014 r. menedżer księgarni w nowoczesnym centrum handlowym w Udajpurze prawnikowi z Izraela Joshowi Sheinertowi, który potem swój wstrząs opisał w „Jerusalem Post”. Hitler w Indiach nie kojarzy się z antysemityzmem i Zagładą, które dla Hindusów są sprawami odległymi. Był jednak wrogiem Wielkiej Brytanii, dawnej kolonialnej metropolii, która przez dekady pozostawała głównym wrogiem indyjskiego nacjonalizmu. W 2006 r. w Mumbaju otworzyła się kawiarnia Hitler’s Cross (Krzyż Hitlera), a w 2011 r. w mieście Nagpur – klub bilardowy Hitler’s Den (w swobodnym przekładzie Pod Hitlerem).

Hitler z Bollywood

Hitler pojawia się również w filmach z Bollywood i wcale nie wypada w nich źle. „Hero Hitler in Love” („Bohater Hitler zakochany”) to komedia o przygodach porywczego bohatera z wybuchowym temperamentem. W telewizji emitowano telenowelę „Hitler Didi” („Wielka siostra Hitler”). Nakręcono także film historyczny „Gandhi to Hitler” („Od Gandhiego do Hitlera”), opowiadający historię listu skierowanego przez Mahatmę Gandhiego, wielkiego przywódcę Indii w walce z brytyjskim kolonializmem, do Hitlera. Jeden z liderów hinduskiego nacjonalizmu Subash Chandra Bose także był jego zwolennikiem i nawet uciekł do Niemiec w 1940 r. W listopadzie 1941 r. w Berlinie powołano Centrum Wolnych Indii i formowano Legion Wolnych Indii, przede wszystkim z jeńców hinduskich wcześniej służących w armii brytyjskiej, którzy dostali się do niewoli w Afryce Północnej.

Hitler jest więc w Indiach wrogiem kolonializmu – i przede wszystkim postrzegany jest z tej perspektywy. Według Navrasa Jaata Aafrediego, profesora nauk społecznych na Gautam Buddha University w Delhi, popularność nazistowskiego przywódcy bierze się w znacznej mierze z fatalnego poziomu nauczania historii w hinduskich szkołach, zwłaszcza historii Europy. Hitler – o ile w ogóle się w niej pojawia – występuje jako człowiek, który osłabił Imperium Brytyjskie na tyle, że musiało opuścić Indie. Inaczej Brytyjczycy nigdy dobrowolnie by się nie zgodzili na przyznanie Indiom niepodległości. Antysemityzm tu praktycznie nie istnieje, a samych Żydów mieszka niewielu – szacunki mówią o kilku tysiącach. Nigdy też nie byli prześladowani jako mniejszość.

Podobnie jak na Filipinach także w Indiach Hitler jest przede wszystkim postrzegany jako silny człowiek, który sprawnie realizuje swoje obietnice oraz – co ciekawe – walczy z bezprawiem. W sierpniu 2014 r. Kalvakuntla Chandrasekhar Rao, premier stanu Telangana, przyznał publicznie, że za zwalczanie przestępczości bywa nazywany Hitlerem i się tego nie wstydzi: „Jestem Hitlerem i będę gorszy niż Hitler, jeśli będzie potrzeba, żeby zatrzymać bezprawie”. W tym konkretnym wypadku chodziło o nieprawidłowości w rozdzielaniu pomocy społecznej. Nie jest zatem wykluczone, że za parę pokoleń – kiedy o Zagładzie poza Zachodem nikt już nie będzie pamiętał – Hitler stanie się symbolem szlachetnej rewolty, walki z nieprawością i dominacją Zachodu. Będzie to dla lidera Trzeciej Rzeszy bardzo paradoksalne zwycięstwo.

Polityka 43.2016 (3082) z dnia 18.10.2016; Świat; s. 46
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Ukraina przegrywa wojnę na trzech frontach, czwarty nadchodzi. Jak długo tak się jeszcze da

Sytuacja Ukrainy przed trzecią zimą wojny rysuje się znacznie gorzej niż przed pierwszą i drugą. Na porażki w obronie przed napierającą Rosją nakłada się brak zdecydowania Zachodu.

Marek Świerczyński, Polityka Insight
04.11.2024
Reklama