Nobel niesymetryczny
Kontrowersje wokół pokojowego Nobla dla Juana Manuela Santosa
Człowiek elity, absolwent Harvardu i London School of Economics, z rodziny byłych właścicieli największej kolumbijskiej gazety „El Tiempo”, przyjaciel wpływowych osobistości na świecie. Dlaczego akurat ktoś taki jak on? Bo tylko ktoś, kto był ministrem obrony w rządzie, który partyzantów zamierzał rozbić w pył, miał szansę podjąć dialog z FARC i nie wywołać buntu w armii. Bo tylko konserwatysta mógł rozbroić obawy części biznesu i klas wyższych, że nie oddaje kraju „komunistom”. I tylko ktoś taki jak on mógł – podejmując rozmowy ze znienawidzonymi przez elity guerrilleros – rzucić na szalę swój autorytet i część tego autorytetu ocalić. Zaś jego osobiste koneksje uruchomiły wokół dialogu z FARC dobrą aurę na świecie.
Nagroda Nobla pomoże procesowi pokojowemu w Kolumbii, który znalazł się na zakręcie. Kilka dni po podpisaniu porozumień z FARC większość Kolumbijczyków odrzuciła je w referendum. Co prawda większość z minimalną tylko przewagą – mniej niż pół procent – ale porażka półprocentowa bywa w polityce porażką totalną. Wynik plebiscytu był szokiem, jednak Nobel dla Santosa jest jak zwrot akcji w thrillerze. Pokazał Kolumbijczykom, którzy głosowali na NIE, że świat wspiera Santosa i chce pokoju, choćby niedoskonałego. Santos mówi, że całkowita sprawiedliwość i pokój są nie do pogodzenia – i ma rację. Ludzie z różnych stron muszą przełknąć, że niektóre winy nie będą ukarane i nie wszystkie krzywdy będą naprawione. Tak jest zawsze po wojnach domowych i dyktaturach.
Tegoroczny Nobel jest niesymetryczny – dostała go jedna strona konfliktu. Ta niesymetryczność mówi sporo o świecie, w jakim żyjemy. To świat, który jest skłonny uznać racje rebeliantów w imię niepodległości, nawet jeśli posługują się bronią terroryzmu, ale nie uznaje niesprawiedliwości społecznej jako wystarczającej legitymacji dla zbrojnej rebelii.