Niemiecka chadecja musi skończyć z arogancją. I traktować wyborców partii protestu poważnie
„O, biedni ludzie, którzy głosujecie na AfD” – powiedziała młoda kobieta w filmie zamieszczonym na portalu newsowym Bento tuż po ogłoszeniu wyborów w Meklemburgii-Pomorzu Przednim . „Jestem pewna, że po prostu potrzebujecie, żeby ktoś was przytulił” – mówiła, kpiąc z elektoratu AFD. I to mnie irytuje.
Nie głosuję na AfD. Ale wierzę, że powinniśmy brać na poważnie głosy oddane na tę partię. Być może AfD jest partią kilku sezonów. Może się okazać, że we wszystkich parlamentach krajowych, do których już weszła, nie jest zdolna do konstruktywnej opozycji politycznej. Być może czar AfD wkrótce pryśnie, jak to ma często miejsce w przypadku tak zwanych partii protestu. Może.
Ale na razie posłowie Alternatywy dla Niemiec zasiadają w parlamentach 9 z 16 niemieckich landów. W niedzielę AfD zdobyła ponad 20 proc. głosów w Meklemburgii-Pomorzu Przednim. W marcu tego roku w Saksonii-Anhalt ponad 24,3 proc. W kilku landach AfD osiągnęła lepszy wynik niż tradycyjne partie, takie, jak Zieloni czy Wolna Partia Demokratyczna (FDP). To mocny sygnał skierowany w kierunku establishmentu, a my jako społeczeństwo, powinniśmy wziąć te znaki na poważnie. Zwłaszcza, że wybory w Meklemburgii-Pomorzu Przednim to też pierwszy test przed wyborami ogólnokrajowymi do Bundestagu, które nie zapowiadają się, jako zwycięstwo CDU/CSU.
Przyczyn ogromnej porażki koalicji chadecji (CDU/CSU) w Meklemburgii-Pomorzu Przednim (zdobyła 19 proc. głosów i zajęła dopiero trzecie miejsce) można, oczywiście, doszukiwać się w prowadzonej przez Merkel polityce otwartych drzwi wobec uchodźców. I to mimo tego, że M-PP jest jednym z tych landów, któremu wyznaczono przyjęcie najmniejszej liczby uchodźców. Meklemburgia to też jeden z pięciu „nowych landów”, dołączonych do Niemiec w 1990 roku, gdzie antyimigracyjna prawica ma duży elektorat, mimo że żyje tam niewielu imigrantów.
Po 1945 roku konserwatyści z CDU/CSU starali się integrować prawicowych polityków. Chodziło o to, żeby „nie istniała demokratycznie legitymizowana partia, która jest dalej na prawo niż CSU” (cytat z legendarnego przewodniczącego CSU Franza Josefa Straussa). Teraz, biorąc pod uwagę najnowsze wyniki AFD, podejście to oficjalnie poniosło klęskę.
Pytanie brzmi: Jak długo jeszcze partie establishmentu będą wyłączać AFD z debat przedwyborczych? I jak dużo czasu minie, zanim w jednym z landów zostanie zawiązana koalicja z AfD?
Na razie establishment nie tylko boi się przegrać kolejne wybory, ale też publicznej debaty z AfD. Bo trzeba mieć siłę przekonywania i mocne argumenty, żeby wygrać słowną potyczkę z politykami Alternatywy. Ale to jedyny moment, żeby to zrobić i pokazać społeczeństwu, że ich obawy, które na razie podnosi tylko AfD, są brane na poważnie.
Tłumaczenie: Agata Szczerbiak