Świat

Komiwojażer Orbána

Péter Szijjártó: kim jest węgierski szeryf dyplomacji

Péter Szijjártó, obecny minister spraw zagranicznych to człowiek partii, typowy aparatczyk. Péter Szijjártó, obecny minister spraw zagranicznych to człowiek partii, typowy aparatczyk. Alexander Shcherbak/ITAR-TASS
Węgierskie MSZ pod rządami Pétera Szijjártó zrezygnowało z prowadzenia tradycyjnej polityki zagranicznej, bo ta się według niego nie opłaca.
Ministrowie spraw zagranicznych Węgier i Polski w Brukseli, marzec 2016 r.Francois Lenoir/Reuters/Forum Ministrowie spraw zagranicznych Węgier i Polski w Brukseli, marzec 2016 r.

Na początku sierpnia minister spraw zagranicznych Węgier udzielił wywiadu portalowi index.hu. Rzadko się zdarza, aby Péter Szijjártó mówił tak obszernie o priorytetach dyplomacji węgierskiej, jeszcze rzadziej – medium niezwiązanemu z rządem. Wizja świata, jaką zaprezentował, może budzić zdumienie.

Rosja w czasie wojny z Ukrainą? Partner, nie zagrożenie. Budapeszt nie boi się Moskwy, bo atak na członka NATO jest mało prawdopodobny. Węgry były gotowe zablokować przedłużenie sankcji, ale nie dostały poparcia żadnego państwa UE. Turcja brutalnie rozprawiająca się z opozycją? Skoro uznajemy, że pucz był poważną sprawą, to odpowiedź władz również musi być poważna. Nie ma mowy o działaniach antydemokratycznych. Ani w Turcji, ani w Rosji.

A Węgry? „Jesteśmy małym krajem i nasza polityka zagraniczna powinna to uwzględniać. Musimy prezentować nasze stanowisko, ale nie możemy ingerować w sprawy, w których nikt nie liczy się z naszym głosem”. Ostatni cytat to, oczywiście, fakt. Tylko czy wypada mówić ministrowi, że jego kraj nie ma znaczenia?

Klub futsalowy w MSZ

37-letni Szijjártó wyróżnia się na tle swoich poprzedników nie tylko młodym wiekiem. Po 1989 r. szefami węgierskiego MSZ byli potomkowie arystokratycznych rodów, profesorowie i zawodowi dyplomaci. Obecny minister to człowiek partii, typowy aparatczyk. Magister stosunków międzynarodowych i ekonomii na budapeszteńskim Uniwersytecie Korwina bez międzynarodowych kontaktów. Do niedawna częściej wypowiadał się o piłce nożnej niż polityce zagranicznej i nosił ekstrawagancką fryzurę na ukraińskiego kozaka. Mocno odstaje od Jánosa Martonyiego, który był ministrem w pierwszym (1998–2002) i drugim (2010–14) rządzie Viktora Orbána.

Ponad 70-letni Martonyi to solidnie wykształcony rasowy dyplomata, z krótką przeszłością w partii komunistycznej. Ceniony za znajomości na Zachodzie, dyskrecję i talenty dyplomatyczne. Do ministerstwa wprowadził ludzi Fideszu, ale chętnie korzystał z wiedzy doświadczonych specjalistów związanych z poprzednimi władzami. W pierwszych czterech latach konserwatywnej rewolucji Orbána jego zadaniem było łagodzenie nastrojów na Zachodzie i przekonywanie, że antyliberalne reformy wewnętrzne nie oznaczają, że Węgry schodzą z kierunku euroatlantyckiego. Był kompetentną i sympatyczną twarzą reżimu.

– Za czasów Martonyiego relacje z Unią i USA również były trudne, ale Węgry nigdy wcześniej nie prowadziły tak agresywnej polityki jak teraz – twierdzi Zsuzsanna Végh, analityczka think tanku CENS.

Po kolejnym zwycięstwie wyborczym w 2014 r., kiedy Fidesz drugi raz z rzędu zdobył większość konstytucyjną, Orbán poczuł się na tyle mocny, że stosunki z Zachodem przestały mieć takie znaczenie jak wcześniej. Martonyi odszedł, oficjalnie na emeryturę, ale w Budapeszcie mówi się, że nie chciał dłużej firmować polityki rządu. Jego następcą na cztery miesiące został Tibor Navracsics, a po tym jak otrzymał nominację na komisarza UE – w fotelu ministra rozsiadł się Szijjártó.

Dokończył wielką czystkę rozpoczętą przez Navracsicsa. W pierwszym miesiącu urzędowania pożegnał się z ponad stoma pracownikami ministerstwa. Ich miejsce zajęli jego młodzi współpracownicy z kancelarii premiera i młodzieżówki Fideszu, znajomi biznesmeni oraz koledzy z klubu futsalowego Dunakeszi Kinizsi. Dyrektorem protokołu został 25-letni kierownik tej drużyny. Szefem gabinetu – partner z boiska; kiedy okazało się, że nie ma wyższego wykształcenia i nie może dostać etatu, zaczął pracować na umowę-zlecenie. Sekretarzem stanu jest z kolei były dyrektor firmy farmaceutycznej, bez doświadczenia w dyplomacji.

Minister przejawia też dziwną słabość do rusofilów, w tym do Ernő Keskenyego, byłego ambasadora w Moskwie, który od lat opowiada się za zbliżeniem z Rosją. W czasach Martonyiego Keskeny był marginalizowany, a jego teorie uważane za niebezpieczne. Szijjártó awansował go na szefa placówki w Kijowie.

Nie miał za to litości dla współpracowników poprzednika, mimo że cieszyli się opinią fachowych wiceministrów i wiernych członków partii. Gergely Prőhle został zesłany do ministerstwa zasobów ludzkich, a Zsolt Németh – współzałożyciel Fideszu – wrócił do parlamentu na bezpieczne stanowisko szefa komisji spraw zagranicznych, chociaż podobno miał możliwość wyjazdu do ambasady w Waszyngtonie. W prywatnych rozmowach posłowie Fideszu skarżą się na arogancję i niekompetencję ministra, jednak głośno nikt się nie buntuje. Bo wszyscy wiedzą, że Szijjártó to człowiek Orbána.

Druga generacja Fideszu

Premier nie ma bardziej lojalnego i oddanego poplecznika. Po raz pierwszy poznali się, kiedy szef dyplomacji był nastolatkiem. Orbán został zaproszony na wykład do liceum w Győr, prestiżowej szkoły dla chłopców prowadzonej przez benedyktynów, do której uczęszczał Szijjártó. Przyszły minister, zauroczony wystąpieniem i osobowością Orbána, doznał politycznej iluminacji. „Od tamtej pory moim wielkim marzeniem było poznać Viktora Orbána i pracować u jego boku” – zwierzał się w wywiadzie.

Wydeptanie ścieżek do idola zajęło mu dekadę. Zaczynał pod koniec lat 90. w młodzieżówce Fideszu, Fidelitas, przez cztery lata nawet nią kierował. Do parlamentu dostał się tuż po skończeniu studiów. Karierze politycznej poświęcił wszystko – nigdy nie pracował na etacie poza partią, nie chodził na imprezy, do dziś jest przeciwnikiem papierosów i alkoholu. Finansową niezależność zapewniali mu zamożni rodzice. Opinii publicznej po raz pierwszy dał się poznać z ostrych ataków na ówczesnego premiera, socjalistę Ferenca Gyurcsányego. Kwestionował źródła jego majątku. Zorganizował nawet konferencję prasową pod jego domem, ale kiedy wyszła do niego żona premiera, gotowa rozmawiać o zarobkach męża, Szijjártó uciekł.

Na gorliwego młodzieńca zwrócił uwagę Orbán. Awansował go na rzecznika Fideszu, a po wygranych wyborach w 2010 r. – na swojego osobistego rzecznika. Dwa lata później Szijjártó był już sekretarzem stanu w kancelarii premiera, odpowiedzialnym za sprawy międzynarodowe i handel. W czasie długich rozmów i licznych podróży ich relacje tak bardzo się zacieśniły, że Orbán zaczął przedstawiać ambitnego współpracownika zagranicznym partnerom jako przyszłego szefa dyplomacji.

Wraz z Antalem Rogánem (były szef klubu parlamentarnego) i Jánosem Lázárem (szef gabinetu premiera) Szijjártó tworzy tzw. drugą generację Fideszu. To trzydziestokilkuletni pretorianie Orbána, jego osobista armia. Uzupełniają starszych działaczy, założycieli partii, których premier zna z czasów młodości. Oba pokolenia mają równie swobodny stosunek do pieniędzy, szczególnie publicznych, co skutkuje licznymi aferami (patrz art. „Orgia suwerenności”, POLITYKA 25). Dwa lata temu dziennikarze ujawnili, że Szijjártó za ponad 500 tys. euro kupił luksusową willę w Dunakeszi, z basenem, sauną, parkingiem na pięć samochodów i myjnią. Twierdził, że za oszczędności oraz pożyczki od rodziców i teściów. Nie potrafił jednak wyjaśnić, w jaki sposób z niedużej pensji parlamentarzysty uskładał 220 tys. euro.

Ekwador zamiast Estonii

Praca w kancelarii premiera była trampoliną do kariery Szijjárta. Po pierwsze, dała mu dostęp do ucha Orbána. A po drugie, to właśnie tam narodziły się podstawy strategii zagranicznej, którą realizuje jako minister. – Żeglujemy pod zachodnią flagą, ale wiatry w światowej gospodarce wieją ze Wschodu – mówił Orbán we wrześniu 2010 r. Głównym celem węgierskiej polityki „otwarcia na Wschód” jest znalezienie nowych inwestycji i zacieśnianie kontaktów handlowych z takimi państwami, jak Rosja, Azerbejdżan, Chiny, Kazachstan, Arabia Saudyjska czy Turcja. Pierwszy raz od 1849 r. zmieniono nawet nazwę resortu na ministerstwo spraw zagranicznych i handlu.

– Szijjártó zamknął ambasadę w Estonii, a otworzył w Ekwadorze i Mongolii, bo te kraje obiecały jakieś inwestycje – przypomina dziennikarka Edit Inotai. – Głównym zadaniem dyplomacji jest teraz pozyskiwanie pieniędzy. To bardzo krótkowzroczne.

Temu celowi podporządkowano także aktywność państwowych uniwersytetów oraz think tanków. Najważniejszy i najbardziej ceniony – Węgierski Instytut Spraw Międzynarodowych – przeszedł personalną rewolucję i został włączony w struktury ministerstwa, bo rząd już nie potrzebuje intelektualnego wsparcia i niezależnej analizy. Zaczęto podpisywać umowy o strategicznym partnerstwie nie tylko z krajami, ale także firmami, m.in. z Lego.

Ten pragmatyczny zwrot wynika po części z problemów gospodarczych Węgier, pogłębiających się za czasów Orbána, po części – z napiętych stosunków z UE i USA. Dialog ze wschodnimi autokracjami jest łatwiejszy, bo nie oczekują one od Budapesztu konkretnych rozwiązań w polityce gospodarczej i nie interesują się reformami konstytucyjnymi. Węgry odwdzięczają się tym samym. Ostatnie komentarze Szijjárta o kwitnącej demokracji w Rosji i Turcji, poparcie przez Orbána Donalda Trumpa oraz obojętność wobec Ukrainy pokazują, że Węgry już przekroczyły granicę politycznego cynizmu i stały się partnerem wysokiego ryzyka, o czym często zapominają rządzący Polską.

– Koncentracja na gospodarce nie jest niczym złym, jeśli nie odbywa się kosztem relacji z tradycyjnymi partnerami euroatlantyckimi. Tymczasem strategia Szijjárta to ciągła konfrontacja z Zachodem i bezkrytyczna otwartość na Wschód – twierdzi Zsuzsanna Végh.

Gdyby jeszcze owa otwartość przynosiła rezultaty… Największym sukcesem polityki Szijjárta jest kredyt w wysokości 10 mld euro od Moskwy na rozbudowę elektrowni atomowej w Paks. Umowa – pogłębiająca uzależnienie Węgier od rosyjskiej energii – znajduje się pod lupą Komisji Europejskiej, a inwestycja nie ruszyła do dziś. Wartość węgierskiego eksportu do Rosji maleje od 2011 r., żadnej z firm nie udało się podbić trudnego rynku rosyjskiego. Z innymi krajami jest podobnie. Minister nic sobie z tego nie robi. W czerwcu 2015 r. ogłosił nową strategię: szerokie otwarcie na Amerykę Południową i Afrykę.

Szijjártó lubi podkreślać, że jego zdaniem tradycyjna dyplomacja jest passé i że układanie relacji między państwami zależy wyłącznie od salda handlu zagranicznego i liczby inwestycji. Wbija szpilkę Martonyiemu, twierdząc, że jego ugodowość nie pasowałaby do dzisiejszych bezwzględnych czasów. Kreuje się na szeryfa dyplomacji, a jednak, przyglądając się stylowi i rezultatom jego polityki, ma się wrażenie, że przez ostatnie lata niewiele się nauczył. Bo Szijjártó w gruncie rzeczy nie potrafi wyjść z roli rzecznika. Mówi w imieniu Orbána, czasem Putina, a czasem Erdoğana.

***

Autor jest analitykiem i dziennikarzem specjalizującym się w Europie Środkowej.

Polityka 35.2016 (3074) z dnia 23.08.2016; Świat; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Komiwojażer Orbána"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną