W Tajlandii doszło do serii nieoczekiwanych zamachów. Jedenaście ataków zostało przeprowadzonych w czwartek i piątek w kilku miejscowościach, popularnych także wśród turystów. Zginęły cztery osoby, ponad dwadzieścia jest rannych.
Policja nie wie, kto stoi za zamachami, ale zapewnia, że nie łączy ich z organizacjami powiązanymi z islamistyczną międzynarodówką terrorystyczną. Dobrze skoordynowane ataki mają nie być autorstwa także ruchu walczącego o niepodległość odrębnego etnicznie i religijnie regionu na południu kraju. Tamtejsi partyzanci nie stronią od ładunków wybuchowych, ale dotąd nie atakowali cudzoziemców.
Choć zagraniczni eksperci, wnioskując po sposobie przeprowadzenia uderzeń, skłaniają się m.in. ku powstańcom z południa, to władze wolą mówić, że wybuchy wcale nie były aktami terroryzmu, ale sabotażem przeciwników armii, która aktualnie rządzi Tajlandią. W pierwszą niedzielę sierpnia Tajowie zaakceptowali w referendum projekt konstytucji dający właśnie wojsku decydującą rolę w państwie. „Sabotaże” mają wywołać wrażenie, że armia z rządzeniem, szczególnie zachowaniem bezpieczeństwa, sobie nie radzi.
Ataki przeprowadzone w kurortach oczywiście uderzają w branżę turystyczną, która w tym roku ma nadzieję przyjąć 32 mln zagranicznych gości. Planując wakacyjne wyjazdy w Afryce i w Azji, trzeba dziś uwzględniać działania terrorystów, coraz częściej atakujących urlopowiczów. Z tego powodu w tym roku miliony turystów nawet nie zastanawiały się nad nieeuropejskim wybrzeżami Morza Śródziemnego, także lipcowy pucz wystraszył przed Turcją. Na razie ministerstwa spraw zagranicznych, w tym polskie, nie ostrzegają przed wyjazdami do Tajlandii, radzą, by – cokolwiek to oznacza – „zachować ostrożność”.
Czy Tajlandia jest miejscem bezpiecznym? Dopóki nie zostaną ustaleni sprawcy, nikt nie będzie wiedział. W minionych latach opinii Tajlandii jakoś niespecjalnie przeszkadzały m.in. wielkie demonstracje, stan wyjątkowy, powstanie na południu albo duży zamach w Bangkoku, do którego doszło 17 sierpnia zeszłego roku – zresztą do dziś nie wskazano jego autorów.
Teraz „akty sabotażu” mają ten w miarę pozytywny obraz bezpiecznego miejsca umacniać. Wyglądają przecież na coś lokalnego, niezwiązanego z turystami i niewinnego niż zbrodnie przypisywane jak najgorzej kojarzącym się terrorystom.