Terroryzm hybrydowy
Dlaczego Francja znalazła się na pierwszej linii Państwa Islamskiego
Mohamed Lahoualej Bouhlel przyjechał do Francji z Tunezji w 2005 r. jako 20-latek. Wybrał Niceę jak większość mężczyzn z rodzinnego miasteczka M’saken koło Sus. To tereny turystyczne, raczej zasobne, hotel przy hotelu, przynajmniej dopóki arabska wiosna nie pogrążyła tunezyjskiej turystyki. W Nicei, wśród 40 tys. rodaków, mieli swoją wspólnotę, w którą Mohamed wsiąkł. Dostał kartę stałego pobytu, woził towary furgonetką, ożenił się, miał troje dzieci.
6 lat temu zaczęły się kłopoty z policją: drobne przestępstwa, kradzieże, separacja z żoną, zakaz zbliżania się z powodu przemocy domowej. Stawał się, mówią sąsiedzi, coraz bardziej agresywny, skryty, depresyjny (okazało się teraz, że przed wyjazdem do Francji przechodził długie leczenie psychiatryczne). Ale ciągle żaden meczet czy ramadan, krąg zainteresowań: siłownia, kobiety, salsa. W styczniu dostał pół roku w zawieszeniu za pobicie sąsiada, który prosił, żeby przeparkował furgonetkę. Miał długi, odmówiono mu kredytu, ostatnio stracił pracę, bo zasnął za kierownicą. 11 lipca wypożyczył za 4,5 tys. euro 19-tonową ciężarówkę chłodnię.
Banalność morderczego aktu
Ten życiorys sprawcy warto było przytoczyć, choć dziś to mało istotne dla 84 ofiar śmiertelnych i ponad 200 rannych jego ataku terrorystycznego na nicejskiej Promenadzie Anglików. Ale dobrze się mieści w profilu terrorystów nowej generacji. Młodzi z arabskimi korzeniami, często samotni, raczej zasymilowani, normalni, wrośnięci w lokalne społeczeństwa, o dosyć rozrywkowym trybie życia, wchodzący w drobne konflikty z prawem, późno odkrywający związki z islamem i rosnące poczucie odrzucenia.