Od roku, przedtem co miesiąc, a teraz co tydzień, czasem rano, a czasem wieczorem, Neapol jest sceną nowego gangsterskiego rytuału: kilku zamaskowanych młodzieńców na podrasowanych skuterach przejeżdża z wyciem silników i urządza sobie palbę. Strzelają, gdzie popadnie: w powietrze, ale i w okna, wystawy, żaluzje, samochody. Z rewolwerów i kałachów. Nie żeby zabić, ale żeby zastraszyć i pokazać, kto tu rządzi.
Tę demonstrację siły, nie bez poczucia makabrycznego humoru, nazwali „stesa”. Od stendere – rozłożyć, rozciągnąć. Bo wtedy sterroryzowani ludzie w panice rzucają się na ziemię, a przecież, przynajmniej ze skutera, wygląda to bardzo zabawnie. Choć naturalnie są i ofiary zbłąkanych kul, jak latem ubiegłego roku 17-letni Genny czy 16-letni Davide w dzielnicy Sanità. Ale ludzkie życie nie ma dla nich żadnej wartości. Rano skatowali, a wieczorem zabili 21-letniego mechanika za to, że nie chciał im podrasować skutera. Potrafią zabić za krzywe spojrzenie na dziewczynę na dyskotece.
Wybitny znawca materii, neapolitańczyk Roberto Saviano, autor wydawniczego bestsellera „Gomorra”, który stał się kanwą obsypanego nagrodami filmu, tłumaczy, że w stesach jest tyle terroru, co młodzieńczego wygłupu, bo przecież robią to niemal dzieci. Z jednej strony chodzi o zastraszenie mieszkańców, ale z drugiej to emanacja bezwzględnej walki baby-gangów o terytorium, czyli o rynek zbytu narkotyków i haracze. Nierzadko chodzi o kilka uliczek i zaułków, o niewielki placyk. Ta nowa mafijna wojna w Neapolu już ma na koncie 45 poległych w starannie przygotowanych zamachach.